czwartek, 14 kwietnia 2022

Ofiary kryminalistów w pelerynach: Haliny Waluś, Kamili Klimczak i Mariusza Jasiona ze Stargardu połączyły siły w walce ze swoimi oprawcami

 

Trwa ofensywa ofiar przestępców w pelerynach z tak zwanego „sądu” rejonowego w Stargardzie, który w rzeczywistości jest zorganizowaną grupą przestępczą prześladującą ludzi za ich własne pieniądze z podatków. Dziś koncentrujemy się wszyscy na męce i śmierci Pana naszego Jezusa Chrystusa. W Wielki Piątek warto zastanowić się także, ile krzywd, cierpień, grabieży majątków, zrujnowanego zdrowia i życia, a niekiedy i śmierci w więziennych celach doświadczyły ofiary zwyrodniałych degeneratów wymienionych w tytule tej publikacji, oraz im podobnych rozsianych po tysiącach polskich powiatów. 


Mafia w pelerynach, która sama o sobie mówi „III władza”, to największa zaraza w wolnej Polsce po 1989 roku. To juma i cholera w jednym, rak zżerający zdrowy organizm państwa polskiego. Od lat nikt nie potrafi, lub nie chce strząsnąć tej szarańczy z gałęzi zdrowego drzewa narodu. Patologiczny Stargard Szczeciński, gdzie „orzekają” złodzieje, oszuści, degeneraci, paserzy, alkoholicy i psychopaci to „Polska w pigułce”. Każdy powiat w Polsce ma swojego Jasiona,swoją Walusiową i Klimczakową. Poczucie całkowitej bezkarności powoduje, że przestępcy ci przechodzą samych siebie w stalkingu swoich ofiar oraz fabrykowaniu rzekomych „przestępstw” dokonywanych na ich szkodę przez ofiary swojej przestępczej działalności. Do walki z nimi używają najczęściej kolegów z tamtejszej prokuratury, z którymi wspólnie i w porozumieniu konsumują frukty swojej działalności przestępczej.


Każdy powiat ma swoją Walusiową i Klimczakową


O przestępcach z tzw. „sądu” w Stargardzie powiedziano i napisano już chyba wszystko. Nie ma takiego przestępstwa, którego dokonaniem zaskoczyliby nas. Nad degeneratami tymi od lat rozpościera się ochronny parasol, a na temat ich przestępczej działalności w miasteczku tym panuje zmowa milczenia. Dziennikarze boją się pisać o przestępcach w togach,aby nie zostać wywiezionymi do lasu przez ich cungla, bandytę Krzysztofa Zakrzewskiego z Małkocina. Tamtejsza tzw. prokuratura to agencja „agencja ochroniarska” zacierająca dowody przestępczej działalności Jasiona, Walusioweji Klimczakowej, a sami tzw. „prokuratorzy” Arkadiusz Wesołowski, czy Danuta Iwanicka- Żwańska to wspólnicy przestępców w togach oraz przestępców kryminalnych. Organ ten zamiast ścigać przestępców, najczęściej ściga ofiary alkoholiczki Waluś, złodziejki Klimczak i ćpuna Jasiona, a także świadków, lub sygnalistów zgłaszających przestępstwa dokonywane przez mafię w pelerynach.



Sto pism z dowodami przestępstw do mediów w całym kraju, ministerstw, instytucji rządowych, KRS, fundacji, stowarzyszeń


Tym bardziej cieszy niezwykle fakt, iż ostatnie dwa miesiące to intensywna działalność kilkunastoosobowej grupy ofiar przestępców w pelerynach ze Stargardu: Haliny Waluś, Kamili Klimczak i Mariusza Jasiona z tak zwanego „sądu w Stargardzie”. Niewinnie skazani, okradzeni metodą „na grzywnę”, lub „na zadośćuczynienie”, a także ofiary gróźb, nękania, zastraszania dokonywanych na nich przez degeneratów w pelerynach ze Stargardu oraz ich rodziny rozsiane po całym kraju prowadzą bardzo dobrze skoordynowaną akcje uświadamiania społeczeństwa jakim złem wcielonym są wymieni przestępcy. To nie tylko wysyłanie pism z materiałami dowodowymi dowodami przestępstw dokonywanych przez Walusiową, Klimczakową i Jasiona do mediów w całym kraju, ministerstw, instytucji rządowych, KRS, fundacji, stowarzyszeń, ale także nowoczesne formy takie jak podlinkowywanie treści o tych przestępcach na portalach społecznośiowych oraz wysyłanie ich w wiadomościach 

 

Petycja, od której wszystko się zaczęło

- Wszystko zaczęło się chyba od mojej petycji, którą umieściłem w internecie – mówi w rozmowie z serwisem www.kasta.news Tomasz Sylwester Stefański, szczeciński przedsiębiorca, ofiara przestępców w pelerynach z tak zwanego „sądu” w Stargardzie. -Skontaktowało się ze mną poprzez wysłanie wiadomości prywatnych mnóstwo ludzi, po których nigdy bym się tego nie spodziewał. Między innymi były policjant ze Stargardu, makler nieruchomości, brat byłego prezydenta miasta, przedszkolanka która, za łapówkę przekazaną Halinie Waluś wygrała sprawę, przedsiębiorca, który przekazywał kradziony olej opałowy Mariuszowi Jasionowi, byłemu prezesowi sądu w Stargardzie. - Mam nadzieję, że kropla wydrąży w końcu tę skałę i pospolici kryminaliści: alkoholiczka Halina Waluś, złodziejka Kamila Klimczak i narkoman Mariusz Jasion w końcu wylądują tam, gdzie powinni gnić od lat, czyli w zakładzie karnym o zaostrzonym rygorze – mówi nam jeden z sygnatariuszy petycji. Do życzeń tych, jako redakcja, z całego serca się przyłączmy. Od siebie dodajemy życzenia konfiskaty całego majątku owych przestępców, w posiadanie którego weszli w wyniku od lat trwającej działalności przestępczej ( słynna konfiskata rozszerzona ministra Zbigniewa Ziobro).


Tomasz Pilecki  


niedziela, 5 grudnia 2021

„Firma”- krzak BBK Safe Finance Bożena Zakrzewska Stargard oszukuje ludzi. Uwaga na lewe faktury z tej firmy !

 

– Chciałem kupić mieszkanie, w związku z tym wybrałem się do kobiety, podającej się za doradcę kredytowego. Nie miałem pojęcia, że jest to oszustka, nie ma ukończonych żadnych studiów ekonomicznych, a jedyny jej związek z finansami jest taki, że ma konkubenta bandytę, który wspólnie z kolegami z półświatka „windykuje” swoich „klientów” za pomocą pałki bejsbolowej – mówi w rozmowie z nami mężczyzna oszukamy przez firmę BBK Safe Finanse Bożena Zakrzewska Stargard.

Na zdjęciu: oszustka Bożena Zakrzewska z Małkocina. Samozwańcza "doradczyni" kredytowa prowadząca nielegalną "firmę"-krzak BBK Safe Finance Stargard

– Chciałem po prostu wyliczyć moją zdolność kredytową. Kobieta wyliczyła ją na 300 tysięcy zł, a na mieszkanie potrzebowałem 260 tysięcy. Zadowolony podpisałem umowę przedwstępną, wpłaciłem zadatek 30 tysięcy zł, po czym okazało się, że każdy bank odrzucił mój wniosek. Prawda była taka, że moja zdolność kredytowa nie wynosiła 300 tysięcy, a zaledwie 150 tysięcy zł. W tym tygodniu złożyłem zawiadomienie do prokuratury rejonowej w Stargardzie w sprawie oszustwa dokonanego na mnie przez Bożenę Zakrzewską, z BBK Safe Finance Stargard – mówi portalowi www.kasta.news były klient samozwańczej „doradczyni” kredytowej. – Zadatek oczywiście przepadł.

– Kiedy zaczerpnąłem języka o tej szemranej firmie i poszperałem w internecie, wpadłem w przerażenie. Nie miałem pojęcia, że konkubentem tej oszustki jest pospolity kryminalista Krzysztof Zakrzewski z Małkocina, który wywoził ludzi do lasu, dokonuje napadów, włamań, wymuszeń rozbójniczych, wybija na zlecenie ludziom szyby w domach, czy przebija opony w samochodach. Po lekturze publikacji prasowych dostępnych na jego temat w internecie zacząłem się bać o swoje zdrowie i życie – mówi nam mężczyzna.

Postanowiliśmy pro bono pomóc Panu Jerzemu, oszukanemu przez samozwańczą „doradczynię” kredytową bez ukończonej żadnej szkoły i skontaktowaliśmy go z kancelarią prawa gospodarczego KOZŁOWSKI w Berlinie. Będziemy pilotować sprawę naszego Czytelnika i pomagać mu ścigać karnie oszustkę Bożenę Zakrzewską z „firmy-krzak” BBK Safe Finance Bożena Zakrzewska Stargard.

„Sytuację, z którą mamy do czynienia reguluje ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (Dz.U. 2020 r., poz. 1740, zwana dalej: k.c.) oraz ustawa o kredycie hipotecznym oraz o nadzorze nad pośrednikami kredytu hipotecznego i agentami (Dz. U. 2020 r., poz. 1027, zwana dalej: „u.k.h”) W związku z tym, iż z doradcą kredytowym łączyła waszego czytelnika umowa o świadczenie usług (tj. art. 750 k.c.), odpowiadać on może na zasadach nienależytej staranności (art. 471 k.c.). Doradca jako zawód regulowany jest niezależny w przeciwieństwie do eksperta jakiegokolwiek banku i wykonuje zawód odpłatnie, zatem powinien liczyć się z odpowiedzialnością umowną. Doradcy owi ponoszą odpowiedzialność za niestaranne wykonanie obowiązków zawodowych, do których należy m.in. działanie zgodnie z interesami klienta (art. 27 ust. 4 u.k.h.). Nie odpowiada on za np. pechową inwestycję, ale może odpowiadać, jeżeli nie poinformował nas o możliwym ryzyku i wszelkich jego konsekwencjach. Ważne zatem, by starannie dobierać doradców – najlepiej, jeżeli będzie to osoba, posiadająca stosowną licencję.

W szczególności do podstawowych obowiązków doradcy niezależnego należy obowiązek informacyjny (art. 27 ust. 3 u.k.h.) tj. jest on obowiązany przedstawić co najmniej 3 oferty umów o kredyt hipoteczny dostępnych na rynku oraz rekomendować taką, która najbardziej odpowiada potrzebom oraz sytuacji finansowej i osobistej konsumenta, uwzględniając preferencje i cele konsumenta.

W niniejszym stanie, doradca prawdopodobnie zrobił to błędnie. Doradca jest zobowiązany uzyskać informacje o potrzebach konsumenta, jego sytuacji finansowej i osobistej oraz rekomendując odpowiednie kredyty, przy uwzględnieniu szczególnych wymagań zgłoszonych przez konsumenta oraz rozsądnych założeń dotyczących ryzyka dla konsumenta w okresie obowiązywania umowy. Jest zobowiązany poinformować o skutkach, jakie niesie za sobą zawarcie umowy. Te informacje powinny być przekazywane za pomocą trwałego nośnika. Są to podstawowe obowiązki, które nakłada na niego prawo (art. 27 ust. 4-6 u.k.h.). W sytuacji Pana Jerzego doszło do przeszacowania zdolności kredytowej ponad dwukrotnie, a więc do niedbałości o interes klienta.

Wobec powyższego, Pan Jerzy może domagać się odszkodowania (w wysokości poniesionej szkody – 30 tysięcy). Podstawą do ustalenia odszkodowania będą dokumenty, z których wynikać będzie umowa o świadczenie usług doradztwa, a także dokumenty, z których wynikać będzie szkoda (przepadek zadatku) – wytłumaczył nam adwokat.

Przestrzegamy wszystkich przed tą pseudo firmą, która – według naszych informatorów – jest także pralnią brudnych pieniędzy pochodzących z przestępstw kryminalnych dokonywanych przez konkubenta „doradczyni” finansowej, bandytę Krzysztofa Zakrzewskiego z Małkocina. Zakład Ubezpieczeń Społecznych zawiadomił także w ubiegłym tygodniu prokuraturę rejonową Szczecin- Centrum w Szczecinie o wyłudzeniu kilkunastu tysięcy tak zwanego postojowego na słupów zatrudnionych przez Zakrzewską fikcyjnie na umowę o dzieło tylko po to, aby wyłudzić nienależne świadczenie. Do sprawy wrócimy już niebawem w kolejnym wydaniu magazynu polsko-niemieckiego POGRANICZE oraz na kasta.news.

sobota, 30 października 2021

„Sędzia” Halina Waluś z domu Wołkow ps. „Gorzelnia” uniewinniła proaborcyjną zadymiarę ze Stargardu

 Sędzia” Halina Waluś z domu Wołkow ps. „Gorzelnia” uniewinniła proaborcyjną zadymiarę ze Stargardu


Głupi jak Waluś” – takie powiedzenie powinno wejść do potocznego obiegu w Stargardzie, Powiecie Stargardzkim i całej okolicy, którą zatruwa swoją obecnością psycho- sędzia spod znaku flaszki żołądkowej gorzkiej, Halina Waluś, z domu Wołkow pseudonim „Gorzelnia”. 

W tym roku przez Polskę przetoczyła się fala ulicznych zadym organizowanych przez lewackie bojówkarki, przeróżnych zboczeńców: gejów, lesbijki i im podobnych sodomitów. Hasłem przewodnim wszystkich zadym, wykrzykiwanym przez wulgarne kurewki spod znaku  Lempart, było: „WYPIERDALAJ”. Proaborcyjna dzicz demolowała wsie i miasta, kościoły katolickie, biła księży, niszczyła elewacje świątyń i obiektów użyteczności publicznej. Nie inaczej działo się w słynącym z patologii, pod „szczęśliwą: czerwoną gwiazdą, miasteczku Stargard Szczeciński.

23- letnia mieszkanka tego miasta Gabriela W. zorganizowała w czasie pandemii 23 nielegalne zadymy w Stargardzie. Komendant Powiatowy Policji w Stargardzie insp. Robert Nowak żądał ukarania zadymiary przez sąd. Stało się jednak dokładnie odwrotnie. Nad przestępczą działalnością Gabrieli W. rozpływała się „sędzia” Halina Waluś. Podejrzaną uniewinniła, a gdyby mogła, odznaczyła by ją jeszcze orderem.  
 

 
 Wiejska alkoholiczka Waluś, poucza Prezes Trybunału Konstytucyjnego 

- Zgromadzenia były wywołane decyzją Trybunału Konstytucyjnego, który w odczuciu społecznym odziera z godności kobiety oraz narzuca im heroizm podejmowania decyzji o własnym zdrowiu fizycznym i psychicznym – stwierdziła subiektywnie Halina Waluś z domu Wołkow ps. Gorzelnia. Morze z godności odziera Gorzelnię. Nas decyzja TK wręcz uradowała. Państwo Polskie po raz pierwszy od lat opowiedziało się za życiem.

- Decyzją obecnego Trybunału Konstytucyjnego - nawiasem mówiąc należy mówić Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej - a nie w rozumieniu prawa i konstytucji RP wg protestujących obywateli zniweczyła treść orzeczenia TK z 28.05.1997 r. - dalej bredziła Waluś. To już wywołało u nas salwy śmiechu. Tego bowiem nie grano w kinie, żeby alkoholiczka z problemami psychicznymi, z wiejskiego Stargardu Szczecińskiego, w hierarchii sądowniczej usytuowana najniższej jak można, od 20 lat na tym samym stołku, bawiła się a wykładnię prawa i pouczała Panią Prezes Trybunału Konstytucyjnego. - Orzeczenie trybunału z 2020 r., które wywołało bunt społeczny, zostało odebrane jako skazywanie kobiet na tortury – kontynuowała swój paranoiczny wywód Walusiowa. Chmmm, my jako tortury odbieramy konieczność analizy jej idiotycznych wywodów.


Spontaniczna głupota Walusiowej


Prawo do spontanicznych zgromadzeń nie może być niczym reglamentowane, nie może być w jakikolwiek sposób ograniczane. Zgromadzenia spontaniczne mogą odbywać się w czasie epidemii – kontynuowała Waluś. I tu Waluś udowodniła, że studia prawnicze kończyła chyba w ZSRR za pół świniaka. -Zasada wolności zgromadzeń zapisana jest w konstytucji. Zdaniem sądu postawienie obwinionej zarzutów wskazanych we wniosku o ukaranie, stanowi kuriozum – dalej mówiła Waluś. Według nas całe pseudo orzecznictwo Walusiowej to jedno wielkie kuriozum.- Proces nie wykazał, by obwiniona była organizatorką zgromadzeń i by ciążył na niej obowiązek zawiadamiania o zgromadzeniach albowiem miały one charakter spontaniczny.
Ta sprawa i jej podobne prowadzą do smutnej konstatacji, że należy "dla przykładu" ukarać - w tym przypadku obwinioną - by wymóc na społeczeństwie obywatelskie posłuszeństwo nie bacząc na to, że osoby te korzystają z konstytucyjnej wolności do wyrażania swoich poglądów i obrony swoich praw, zwłaszcza gdy są ograniczane w sposób nielegalny, niezgodny z prawem i konstytucją. I smutne, że taka sytuacja trwa nadal, bredziła Halina Waluś z domu Wołkow ps. Gorzelnia. Swój wywód Gorzelnia zakończyła stwierdzeniem: - W demokratycznym państwie prawa każdy wolny obywatel ma prawo do wyrażania swojej opinii, a jeśli podejmie sprzeciw obywatelski również do kwestionowania decyzji organu.I tu z Gorzelnią zgadzamy się całkowicie. W myśl tej sentencji, korzystając z prawa do wyrażania swojej opinii stwierdzamy jednoznacznie: Waluś, zmień psychiatrę, bo twój aktualny oszukuje cię w kwestii twojego zdrowia psychicznego.



Tomasz Pilecki

wtorek, 7 września 2021

W Stargardzie działa zorganizowana grupa przestępcza złożona z sędziów i prokuratorów, dzielnie wspierana przez usłużnych policjantów. Historia Zofii Wiecha ze Stargardu

 

6 maja 2013 roku, Sąd Okręgowy w Szczecinie IV Wydział Karny Odwoławczy, po prawie 10 latach (włącznie z postępowaniem przygotowawczym) wydał wyrok, którym wraz z innymi 8 oskarżonymi w tej sprawie, Zofia Wiecha, była prezes PSS Społem została oczyszczona ze wszystkich zarzutów postawionych przez Prokuraturę Rejonową w Stargardzie Szczecińskim. Sąd Odwoławczy utrzymał zatem w mocy zaskarżony przez Prokuraturę wyrok wydany w dniu 01 czerwca 2012r. przez Sąd Rejonowy w Łobzie, a apelację prokuratorską uznał „za oczywiście nieuzasadnioną”. Wyrok jest prawomocny.

Prokuratura zarzuciła byłej prezes PSS „Społem” w Stargardzie Szcz., że poprzez zawarcie umów z pracownikami i jednocześnie członkami tej spółdzielni, wyrządziła temu podmiotowi szkodę na wartość prawie 1 mln złotych, a pozostałym postawiła zarzut działania w porozumieniu z nią, poprzez wyrażenie zgody na te dzierżawy, podejmując uchwałę w tym zakresie.

W uzasadnieniach wyroków, sądy dwóch instancji stwierdziły jednoznacznie, że żadnego przestępstwa nie popełniono, a akt oskarżenia był absurdalny i nigdy nie powinien zostać złożony w sądzie, przy czym wobec 3 oskarżonych postawiono zarzut podjęcia uchwały, chociaż nie uczestniczyli oni w ogóle w głosowaniu. W wyrokach nie szczędzono byłej prezes pochwał za prawidłowe wykonywanie działań na rzecz tej firmy, którą zarządzała w okresie jej najgorszej sytuacji finansowej, spowodowanej przez poprzedników. Dzierżawy natomiast nie przyniosły żadnych strat, a tylko i wyłącznie same korzyści dla PSS, jej członków i pracowników. Wydzierżawienie obiektów spowodowało pozostawienie nieruchomości w strukturach majątkowych spółdzielni, co pozwoliło następnie syndykowi na pozyskanie bardzo atrakcyjnych kwot przy ich zbywaniu, które zaspokoiły nie tylko wszystkich wierzycieli, ale jeszcze około  kilka milionów złotych pozostało do dyspozycji spółdzielni.

W treści uzasadnień wyroków, a w szczególności wyroku prawomocnego, sąd wprost skrytykował prokuratorów prowadzących sprawę, biegłą z zakresu rachunkowości i syndyka, jako osób niekompetentnych, mściwych i nie znających podstawowych zagadnień prawnych związanych z wykonywaną przez siebie pracą zawodową.

Wskazane zostały również fakty potwierdzające działania prokuratury zmierzające do wydłużania sprawy, między innymi poprzez powoływanie (wbrew wnioskom oskarżonych o odstąpienie od tych żądań) do przesłuchania ponad 50 świadków, którzy nawet nie wiedzieli, czego ta sprawa dotyczy, wielokrotne przekładanie terminów rozpraw z powodu niestawiennictwa prokuratora, powoływanie coraz to nowych dowodów, w tym wielotomowych akt z postępowania upadłościowego, z którymi prokurator, jako jedyna się nie zapoznała. Do tego należy jeszcze zauważyć, że  zaskarżenie wyroku przez prokurator nastąpiło w taki sposób, aby Sąd Odwoławczy przekazał sprawę do  ponownego rozpoznania Sądowi Rejonowemu w Łobzie? 

Tocząca się zatem przez tyle lat sprawa z bezzasadnego oskarżenia prokuratury, obciążyła Skarb Państwa, czyli nas podatników, ogromnymi kosztami finansowymi, które dotyczą tych określonych w wyrokach, ale także tych największych, dotyczących kosztów wieloletniego postępowania prokuratorskiego i sądowego. Samych bowiem rozpraw w Sądzie Rejonowym w Łobzie było około 70.



O DZIAŁAJĄCEJ W STARGARDZIE MAFII SKŁADAJĄCEJ SIĘ Z PRZESTĘPCÓW W TOGACH Z TAK ZWANEJ PROKURATURY I TAK ZWANEGO SĄDU OPOWIADA ZOFIA WIECHA: 

 


Treść uzasadnień wyroków potwierdziła zatem moje i pozostałych uniewinnionych tezy stawiane w skargach do  Ministerstwa Sprawiedliwości na stronnicze i bezprawne czynności stargardzkiej  prokuratury, która działała na zasadzie „dajcie mi człowieka, a ja znajdę na niego paragraf”.

 

Jaka była zatem przyczyna i kto był na tyle zainteresowany tą sprawą, że pomimo jakichkolwiek podstaw  Prokuratura postawiła mi i innym absurdalne zarzuty, zniesławiając mnie i upokarzając, przy akceptacji szefa stargardzkiej prokuratury?

Dlaczego wbrew jakiemukolwiek prawu, rozsądkowi i etyce prokuratorskiej, podejmowała wręcz ubecko - sadystyczne metody, polegające między innymi na próbie pozbawienia mnie wolności, robieniu ze mnie osoby niepoczytalnej, albo przekazywanie mediom i innym osobom danych osobowych uniewinnionych, bez zachowania zasady domniemanej niewinności?

Z jakiego powodu stargardzkiej Prokuraturze zależało na przedłużaniu tego postępowania?

No i jeszcze jedno zasadnicze pytanie, a mianowicie skąd u pracowników stargardzkiej Prokuratury wystąpiło tyle negatywnych emocji, czasami wręcz oficjalnie wyrażanej nienawiści do oskarżonych oraz brak jakiegokolwiek dystansu do tej sprawy lub do osób w niej uczestniczących?

 

Podstawowym celem prowadzonego przez tyle lat postępowania, było zdyskredytowanie mnie i pozostałych uniewinnionych, aby uniemożliwić nam przez jak najdłuższy okres czasu składanie skarg na działanie stargardzkiego Sądu i stargardzkiej Prokuratury.

Postępowanie to  i podawanie przez prokuraturę do publicznej wiadomości negatywnych dla mnie informacji, miało także za zadanie uniewiarygodnić wyrażane w mediach opinie na temat powyżej wymienionych organów. 

Trwający proces dawał również niewymierne korzyści następującym po sobie prezesom, syndykowi i następnie likwidatorowi  PSS „Społem” w Stargardzie, będącej stroną w sprawie, albowiem  krzycząc „łapać złodzieja” i pozbywając się nas jako członków Spółdzielni, odwrócili uwagę od siebie, dokonując w tym czasie wyprzedaży majątku, łamania prawa, a nawet przestępstw orzeczonych już prawomocnym wyrokiem, polegających na zaborze spółdzielczego mienia. 

Na moje i innych nieszczęście, w radzie nadzorczej Spółdzielni znalazł się wujek stargardzkich sędziów. Natomiast  członkiem rady nadzorczej Spółdzielni, następnie jej prezesem, a obecnie wieloletnim likwidatorem tej firmy, była osoba pozostająca w bliskich kontaktach towarzyskich ze stargardzkim prokuratorem.

Kiedy więc w lipcu i sierpniu 2003r. uniewinnieni obecnie członkowie rady nadzorczej, przeprowadzili kontrolę i stwierdzili protokolarnie wiele nieprawidłowości i niegospodarności poprzednich zarządów Spółdzielni,  w tym sprzedaż atrakcyjnej powierzchni usługowo-handlowej członkowi Spółdzielni po bardzo zaniżonej cenie, a także kiedy rada nadzorcza nakazała mi, jako prezesowi Spółdzielni złożyć w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury,  zastępca rady nadzorczej – szwagier nabywcy, zaczął torpedować wnioski rady, wdając się z jej członkami w otwarty konflikt.  Nabywca nieruchomości jest matką ówczesnego aplikanta sądowego (obecnie sędziego) i teściową sędziny.  Do oponenta przyłączyła się również inna członkini rady nadzorczej, która przeprowadzała kontrolę i podpisała protokół w tej sprawie. Właściwe zawiadomienie  zostało jednak  złożone do Prokuratury, a sama zainteresowana oświadczyła mi, że chyba nie wiem z kim zadarłam. I miała rację.

Obrażeni członkowie rady nadzorczej organizowali przeciwko mnie i pozostałym członkom rady nadzorczej zebrania, oczerniano nas i  obiecywano pracownikom oraz członkom spółdzielni rzeczy niemożliwe do zrealizowania. Przekazywali też do gazet nieprawdziwe informacje, które po publikacjach wywierały w spółdzielcach i lokalnym społeczeństwie  przeświadczenie, że oddałam za bezcen wybranym pracownikom spółdzielczy majątek i  zarzucano mi, że zapewne pozyskuję z tego niezmiernie korzyści materialne.

Zaczęto składać na mnie skargi.  Najpierw do Państwowej Inspekcji Pracy, do Urzędu Skarbowego. Na podstawie tych skarg wniesiono dwa oskarżenia do Sądu… w Stargardzie Szcz. Państwowa Inspekcja Pracy zarzuciła mi, że kilka dni spóźniłam się z wypłatą wynagrodzeń dla pracowników, a Urząd Skarbowy zarzucił mi, że wypłaciłam wynagrodzenia pracownikom, a nie odprowadziłam od tych wynagrodzeń podatku. Oczywiście, że nie mając dostatecznych środków mogłam nie wypłacać wynagrodzeń i nie wystąpiłby wtedy obowiązek podatkowy, ale z drugiej strony, jak mogłam pozostawić tych ludzi bez środków do życia?

W  październiku 2003r. zrezygnowałam z funkcji prezesa, a już w styczniu 2004r. zostałam wezwana na Komendę Policji, gdzie dowiedziałam się, że w listopadzie 2003r. zostało złożone pierwsze zawiadomienie o popełnionym przestępstwie, polegającym na niewypłaceniu przeze mnie byłej księgowej i jeszcze jednej pracownicy odprawy pieniężnej.   W zawiadomieniu wystąpiła jeszcze kwestia dotycząca wydzierżawienia kilku sklepów pracownikom Spółdzielni. Ponieważ pracowałam jeszcze w Spółdzielni, miałam możliwość przedłożenia dokumentów potwierdzających, że nie popełniłam żadnego przestępstwa, a moje działania były wyłącznie w granicach obowiązującego prawa i możliwości finansowych Spółdzielni. Egzemplarz tych dokumentów skopiowałam również dla siebie.

I właśnie te dokumenty pozwoliły  mi na korzystne dla mnie rozstrzygnięcia sukcesywnie wytaczanych mi spraw sądowych.

Pierwsze wezwanie do Prokuratury otrzymałam natomiast w maju 2004. Miałam wówczas status świadka, a wezwanie dotyczyło pomówienia mnie przez moich następców o zabór ze spółdzielni oryginałów… dokumentów.  Już wówczas prokurator wykazała w stosunku do mnie oficjalna antypatię. Prokurator zadawała mi pytania, na które sama udzielała sobie odpowiedzi i zapisywała je w protokole przesłuchania. Stwierdziłam więc, że ja tego protokołu nie podpiszę, albowiem są to zeznania prokuratora, a nie moje. Jednocześnie oświadczyłam, że oryginały dokumentów są w biurze spółdzielni, a ja jestem w posiadaniu ich kserokopii, które już przedłożyłam na Policji. Jeszcze tego samego dnia przyniosłam do prokuratury egzemplarz dokumentów, jednakże nie zostały one przyjęte, a następnego dnia na polecenie prokurator policja dokonała upodlającego mnie przeszukania mojego mieszkania i zabrała mi… kserokopie dokumentów, których nie chciała przyjąć ode mnie prokurator. Prokurator nie wiedziała jednak, że te dokumenty są skserowane w kilku egzemplarzach i nadal jestem w ich posiadaniu.

Przeszukania dokonano także w firmach byłych pracowników spółdzielni, szukając zapewne jakichkolwiek dowodów, że jestem właścicielem spółek i pozyskuję z tego korzyści materialne.  

Oczywiście, że w tej sprawie złożyłam pismo w Prokuraturze, po którym Prokuratorzy nie mieli już wątpliwości co do mojej winy, chociaż nadal byłam tylko świadkiem w tej sprawie.

W czerwcu 2004r. prokuratura zawiesiła śledztwo i spokojnie czekała na niekorzystne wyroki w moich sprawach sądowych, które ewentualnie mogły zasilić materiał dowodowy.

W międzyczasie władze PSS-u, w tym nowy prezes spółdzielni przy akceptacji rady nadzorczej, w której byli nadal żądni zemsty członkowie spółdzielni, zamiast złożyć wniosek o upadłość, wbrew prawu wyprzedawał za grosze zajęty tytułami egzekucyjnymi majątek firmy, a nawet dopuścił się przestępstwa polegającego na zaborze spółdzielczego mienia. Władze spółdzielni planując zbycie również wydzierżawionych pracownikom nieruchomości, podejmowały niedopuszczalne wręcz czynności naruszające nawet prawa posiadania, poprzez np. wtargnięcie do sklepu jednej z uniewinnionych osób, zabór towarów i pieniędzy będących jej własnością. Należy przy tym zauważyć, że umów tych nie mógł wypowiedzieć zarząd PSS-u, a jedynie mógł to zrobić syndyk w postępowaniu upadłościowym. Oczywiście zawiadomienia do prokuratury w tych sprawach były bagatelizowane, co skutkowało systematycznym składaniem skarg przez uniewinnionych na działanie prokuratury. Dbano również o to, aby sukcesywnie dostarczać prasie informacje o tym, jaką jestem złodziejką, ile szkody i krzywdy narobiłam pracownikom, spółdzielcom i samej firmie. Skierowanie zainteresowania na mnie, odwróciło natomiast uwagę od spraw rzeczywiście podlegającym odpowiedzialności karnej.

W lipcu 2004r. ówczesny prezes spółdzielni, wszczął przeciwko mnie następną sprawę w Stargardzkim Sądzie, w której zażądał ode mnie 25 tys. zł., stanowiących zwrot poniesionych przez spółdzielnię kosztów na pokrycie  kary nałożonej przez Państwową Inspekcję Pracy. Dopiero w marcu 2005r., kiedy udowodniłam, że żądanie jest fikcyjne, gdyż żadnej kary spółdzielnia nie płaciła, prezes wycofał pozew i tym samym sprawa się zakończyła.

Jak można się było spodziewać, w lipcu 2004r., a następnie w listopadzie 2004r. zapadły w stargardzkim Sądzie skazujące mnie wyroki. W sprawach tych nie zostały uwzględnione przez sąd żadne, korzystne dla mnie  wnioski dowodowe, w tym dokumentacja, którą kserowałam pracując jeszcze w PSS. Jednakże po złożonej apelacji, wyroki te zostały w całości uchylone, a ja zostałam nimi oczyszczona z wszystkich zarzutów, przy wskazaniu w uzasadnieniu tych wyroków na chybione wnioski  stargardzkich sędziów.

Pragnę przy tym zauważyć, jak mocne musiałam mieć dowody, że bez pomocy adwokata  wygrałam sprawy z oskarżenia Urzędu Skarbowego i Państwowej Inspekcji Pracy, chociaż praktycznie nikt nie dawał mi szansy na odniesienie sukcesu w walce z tymi instytucjami, z uwagi na to, że w naszym kraju taka sytuacja jest ewenementem.

W sprawie z oskarżenia Urzędu Skarbowego Sąd Apelacyjny w uzasadnieniu zważył co następuje:

cyt. „W omawianym przypadku jak wynika z pierwszoinstancyjnych ustaleń Sądu, oskarżona objęła funkcję prezesa Spółdzielni 1 lipca 2003r. a przestała ją pełnić 31 października 2003r.  Zatem pełniła ją jedynie przez okres 4 miesięcy.  Z funkcji tej zrezygnowała nie widząc możliwości kierowania Spółdzielnią wobec jej katastrofalnej sytuacji finansowej. Taka sytuacja finansowa Spółdzielni istniała już w chwili wyboru oskarżonej na stanowisko prezesa i była wynikiem działań poprzednich władz Spółdzielni doprowadzających Spółdzielnię do upadku. Mimo licznych zobowiązań, toczących się postępowań egzekucyjnych przeciwko Spółdzielni,  oskarżona podejmowała próby uregulowania należności publiczno – prawnych, jednakże wobec istniejących zaległości powstałych pod rządami jej poprzedników były one zaliczane na ich poczet. Mając świadomość ciążącej na niej odpowiedzialności, oskarżona z własnych środków uregulowała należności podatkowe za miesiąc wrzesień 2003r.

1.      Natomiast treść uzasadnienia wyroku z oskarżenia Państwowej Inspekcji Pracy brzmi:

cyt. „W realiach przedmiotowej sprawy nie może budzić wątpliwości, że obwiniona obejmując w dniu 01 lipca 2003 r. funkcję prezesa dużej spółdzielni wzięła na swoje barki odpowiedzialność za jej losy i musiała borykać się z szeregiem problemów gospodarczych i nieprawidłowościami, które pozostawiły poprzednie zarządy. Już w chwili objęcia funkcji prezesa obwiniona miała kierować spółdzielnią będącą w złej sytuacji finansowej, zwiększały się zadłużenia, komornicy zaczęli prowadzić egzekucję na podstawie siedmiu tytułów wykonawczych. Z dniem 04 lipca 2003 r. komornik Sądu Rejonowego w Stargardzie Szcz. zajął konta spółdzielni, w sierpniu 2003 r. konta te zajął również komornik Sądu Rejonowego w Gryficach. W tych warunkach nie sposób zasadnie przyjmować, ze obwiniona poczynając od dnia objęcia stanowiska powinna ponosić odpowiedzialność wykroczeniową za stwierdzony stan wyczerpujący znamiona wykroczeń. Sąd Rejonowy sam przyznaje, że w spółdzielni nie wystarczało środków pieniężnych na wypłatę w terminie wynagrodzeń, przy czym stanu takiego nie wywołało jakiekolwiek działanie obwinionej. Wymieniona podjęła przy tym kroki, aby wyeliminować zastane przez nią nieprawidłowości, z którymi sukcesywnie zapoznawała się w ramach pełnionej funkcji. Obwiniona złożyła w banku akumulację w celu zarezerwowania środków na wypłaty dla pracowników i środki te przekazywała na wynagrodzenia ratami, w miarę ich pozyskiwania.

Nie ulega wątpliwości, że stwierdzone w spółdzielni nieprawidłowości nie były wynikiem zaszłych działań obwinionej, a ona sama nie była wobec nich bierna, na miarę swoich możliwości już od samego początku podejmowała kroki, aby te nieprawidłowości sukcesywnie eliminować i działania te były skuteczne. Nie sposób zatem odmówić racji obwinionej, że w zaistniałych okolicznościach obarczanie obwinionej winą za stwierdzony stan nie dałoby się pogodzić z poczuciem sprawiedliwości.”     

Po zakończeniu tych spraw, w dniu 11.02.2005r. prokuratura wydała postanowienie o podjęciu zawieszonego w czerwcu 2004r.  śledztwa. Nadal w sprawie nie występowali nawet podejrzani.

W lipcu 2006r. złożyłam skargę do Ministerstwa Sprawiedliwości na dwukrotne niesłuszne mnie skazania przez stargardzki Sąd i wskazałam stronniczość tegoż Sądu w ocenie materiału dowodowego. Poinformowałam również w tym piśmie o naruszanie prawa przez jedną z sędziów, która np. wyłączyła jawność rozprawy kierując się przesłanką, że na sali sądowej jest… ciasno i duszno.  Oczywiście, opisałam również sytuację, w której doszło do konfliktu z matką i teściową sędziów.  Dnia 26.09.2005r. otrzymałam retoryczną odpowiedź z tego Ministerstwa, iż „z ustaleń poczynionych w Sądzie Rejonowym w Stargardzie Szcz.” nie wynika, że doszło do naruszenia moich praw, bo mogłam przecież skorzystać z wniesienia apelacji, co też uczyniłam. Jak wynika z powyższego Sąd w Stargardzie Szcz. wiedział o złożeniu tejże skargi i miał świadomość, że będę o sprawiedliwość walczyć nadal, tym bardziej, że w tym czasie  25.09.2005r. wybory parlamentarne wygrał PiS, obiecujący rewolucję w systemie prawnym, w tym właśnie w działaniach wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania.

Już w dniu 27.09.2005r. wieczorem, funkcjonariusz Policji przyniósł mi wezwanie do stawiennictwa następnego dnia w Prokuraturze, ale w charakterze… podejrzanej o czyny określone w art. 296 par.1  kk. W dniu 28.09.2005r. prokurator postawiła mi zarzuty, ale nie z artykułu, który wskazała w wezwaniu, tylko z art.218 par.1 kk, tj. złośliwe i uporczywe naruszanie praw pracowniczych poprzez niewypłacanie im wynagrodzeń. Pismem z dnia 05.10.2005r. wniosłam zażalenie na te zarzuty i wskazałam w nim na powyżej wymienione, prawomocne wyroki w tych sprawach, których uzasadnienia nie dosyć, że mnie uniewinniały od postawionych mi obecnie zarzutów, to jeszcze pozytywnie oceniono w nim podejmowane przeze mnie czynności zawodowe.

Będąca już w posiadaniu powyżej wymienionych wyroków prokurator, ponownie wezwała mnie na dzień 19.10.2005r. Tym razem zarzuciła mi powyższe przestępstwo i dodała następny zarzut dotyczący wyrządzenia szkody Spółdzielni w wysokości prawie 1 mln złotych, poprzez wydzierżawienie pracownikom tej firmy majątku spółdzielni na preferencyjnych warunkach, tj. o czyny określone w art. 296 par.1 kk.

Po postawieniu mi tych ostatnich zarzutów prokurator, wręczyła mi do podpisania protokół, w którym wbrew stanowi faktycznemu wpisała, iż nie posiadam stałego miejsca pobytu (stanowi to przesłankę do tymczasowego aresztowania), a następnie kiedy tego protokołu nie podpisałam, wręczyła mi przygotowane już skierowanie na badania psychiatryczne, albowiem stwierdziła, że posiada wątpliwości... co do mojej poczytalności? Termin badania został ustalony na dzień następny.

Mając świadomość, że działania te zmierzają do pozbawienia mnie wolności oraz zdyskredytowania, aby uniemożliwić mi tym samym pisanie dalszych skarg i zażaleń na  Prokuraturę i Sąd, w obawie przed przymusowym umieszczeniem mnie w szpitalu psychiatrycznym na obserwacji, w trakcie badania przez biegłych przedłożyłam im pisemne zaświadczenie od specjalisty w tej dziedzinie stwierdzającą, że jestem jednak poczytalna, jednakże przez toczące się sprawy sądowe i prokuratorskie oraz niekorzystne dla mnie publikacje, stanowiące niesamowite obciążenie psychiczne, popadłam w zaburzenia z kręgu nerwic.  Nie mogąc zakwestionować powyższego zaświadczenia, biegli sądowi nie mieli podstaw do kierowania mnie na badania szpitalne. W opinii biegli potwierdzili mój stan określony w zaświadczeniu, przy czym zauważyli oni zgodnie, że na poprawę mojego stanu zdrowia wpłynie szybkie zakończenie toczącego się postępowania – bez względu na wynik końcowy.

Po przeprowadzonym badaniu, kiedy wiadomo już było, że plany prokurator się nie powiodły, wysłała ona do mnie i do 36 różnych osób, które nie składały na mnie zawiadomienia o popełnionym przestępstwie informację, że Prokurator kieruje mnie na badania psychiatryczne ponieważ ma wątpliwościach co do mojej poczytalności, pouczając ich jednocześnie o przysługującym im prawie... uczestniczenia w przedmiotowym badaniu.

Nie jestem w stanie opisać, co się wówczas ze mną działo, ale w tej bezsilności rzeczywiście pomyślałam o samobójstwie i gdyby nie rodzina i przyjaciele, to zapewne doszłoby do tragedii. Ta kobieta z premedytacją próbowała mnie zniszczyć i doprowadzić do załamania psychicznego, z taką desperacją, że nie zważała nawet na mogące wystąpić konsekwencje.

Na działanie prokurator złożyłam skargę do szefa stargardzkiej Prokuratury. Odpowiedź na moją skargę otrzymałam dopiero 20.03.2006r.  Oczywiście prokurator nie zauważył w działaniu swojej pracownicy żadnych nieprawidłowości, jak również nie widział różnicy pomiędzy poczytalnością, a depresją, czy nerwicą. Zresztą, jak mógł nie akceptować takiego działania, kiedy na rozprawie sądowej w dniu 10.03.2009r. wykazał swój osobisty stosunek do tej sprawy, pomawiając mnie o sponsorowanie artykułów prasowych pisanych na moją korzyść i tym samym na niekorzyść sądu i prokuratury.

Śledztwo w sprawie zostało zakończone i akt oskarżenia przekazano do stargardzkiego Sądu w dniu 30.12.2005r. Głównymi świadkami oskarżenia zostali moi poprzednicy, którzy jak stwierdzono w powyższych wyrokach doprowadzili spółdzielnię do krytycznej sytuacji finansowej oraz inne osoby, przeciwko którym toczyło się jeszcze śledztwo na podstawie złożonego przeze mnie w sierpniu 2003r. zawiadomienia o popełnionym przestępstwie, a umorzone następnie w czerwcu 2006r.

W stan oskarżenia zostali postawieni także członkowie rady nadzorczej, którzy w jawny sposób przeciwstawiali się negatywnej postawie  prokuratorów lub sędziów i pisali na nich skargi.

Akt oskarżenia został złożony właśnie w stargardzkim Sądzie, w którym już dwukrotnie zostałam niesłusznie skazana, a w takich okolicznościach nie można było dać wiary, że stargardzki Sąd w sposób bezstronny rozstrzygnie tę sprawę. Artykuły prasowe w tej sprawie spowodowały, że prezes stargardzkiego Sądu (ja nie posiadałam takiego prawa), pomimo iż wyznaczony już został termin rozprawy, wystosował wniosek o przekazanie sprawy innemu sądowi, licząc zapewne, że wniosek ten zostanie odrzucony.

Jednakże, na mocy postanowienia  Sądu Najwyższego z dnia 16 marca 2006r., sprawa została przekazana Sądowi Rejonowemu w Łobzie. Sąd Najwyższy uzasadnił swoją decyzję wskazanymi powyżej skargami na Sąd i Prokuraturę oraz faktem, iż w sprawie wystąpiły powiązania rodzinno – towarzyskie pracowników tychże instytucji z uczestnikami postępowania, zainteresowanymi niekorzystnym dla mnie i innych rozstrzygnięciem sprawy. Wymienieni zostali z nazwiska małżeństwo stargardzkich  sędziów. Sąd Najwyższy zauważył w uzasadnieniu również: „Niewątpliwe jest, że sprawa budzi ponadprzeciętne zainteresowanie przynajmniej części społeczności Stargardu Szczecińskiego, o czym świadczą publikacje – dodać należy niezbyt korzystne dla stargardzkich organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości – lokalnej prasy”.

W dniu 13 grudnia 2005r. wydane zostało postanowienie o wszczęciu dla spółdzielni postępowania upadłościowego, a ustanowiony syndyk bardzo zaangażował się w tą sprawę i  z zapałem wspierał poczynania prokuratury wydając na mnie nawet negatywne wyroki na łamach prasy.

Syndyk, robiąc medialne przedstawienie, w asyście policji i prasy przejął od byłych pracowników spółdzielni dzierżawione przez nich obiekty i oczywiście je sprzedał.

W czasie trwającego procesu syndyk złożył w nim wniosek o naprawienie szkody w wysokości prawie 1 mln zł. i założył mi i innym następną sprawę sadową o ponad 1 mln zł. odszkodowania, powołując się oczywiście na zarzuty prokuratorskie.  Następnie wniósł o zawieszenie tej cywilnej sprawy do czasu wydania prawomocnego wyroku w sprawie z oskarżenia prokuratorskiego.

Po zakończeniu postępowania upadłościowego, w lipcu 2009r. spółdzielnia została postawiona w stan likwidacji, a członkowie zażądali podziału kilkumilionowego kapitału, który pozostał na koncie firmy, w przeciągu roku od podjęcia uchwały w tej sprawie.  Likwidatorem została koleżanka stargardzkiego prokuratora, a wujek sędziów jest nadal w radzie nadzorczej. Tocząca się sprawa była do chwili obecnej usprawiedliwieniem dla likwidatora, która przez 4 lata nie zakończyła likwidacji i nie wypłaciła udziałów, pomniejszając je o wartość pobieranych chociażby wynagrodzeń i diet dla rady nadzorczej, ponieważ obiecywała członkom znaczne zwiększenie kapitału do podziału po uzyskaniu od nas odszkodowań.

Powyższa sprawa ujawniła, jak funkcjonują w Stargardzie Szcz.  organy ścigania i wymiar sprawiedliwości.

Ponieważ jestem magistrem ekonomii, ukończyłam  studia podyplomowe na wydziale prawa, posiadam doświadczenie zawodowe, w odpowiednim czasie skserowałam dokumenty i mam pomimo wszystko silną osobowość, to tracąc przez ten czas tak wiele, poradziłam sobie, aby udowodnić swoją niewinność.

Jednakże zastanawiam się, co w mojej sytuacji zrobiła by osoba nie posiadająca  tych przymiotów. Dzisiaj już wiem, jak łatwo jest zniszczyć człowieka za pomocą uprawnień przyznanych w zupełnie innym celu i jak prosto można wykorzystać ważne instytucje dla załatwienia własnych korzyści.

Najtragiczniejsze jest jednak to, że jedna z oskarżonych, nie doczekała się ostatecznej rehabilitacji, albowiem na 2 miesiące przed ogłoszeniem prawomocnego wyroku, zmarła w wyniku choroby  nowotworowej, z którą musiała walczyć przy obciążeniu jej fikcyjnymi zarzutami.



Tomasz Pilecki



niedziela, 11 lipca 2021

Tomasz Pilecki: Stargard, to stan umysłu. Walusiowa, Klimczakowa, Jasion, Wesołowski, czy Iwanicka-Żwańska są jak COVID-19. Musimy się nauczyć żyć z tą zarazą, jednocześnie z nią walcząc

 

Rozmowa z Tomaszem Pileckim, niemieckim przedsiębiorcą i wydawcą medialnym, dziennikarzem śledczym, od lat walczącym z bezprawiem sądu i prokuratury w Stargardzie, gospodarczym liberałem, światopoglądowym konserwatystą, propagatorem czytania Pisma Świętego i modlitwy na różańcu, prywatnie od 10 lat mężem tej samej kobiety i ojcem dwójki dzieci, zadeklarowanym zwolennikiem „opcji tureckiej” w polskim sądownictwie, sympatykiem Konfederacji.

Rafał Bzdunek: Nie widzieliśmy się 5 lat. Muszę zadać to pytanie, bo wiem że wprawi pana w dobry nastrój. 5 lat temu, podczas ostatniego wywiadu zadawałem je również. Zapłacił pan sędziom i prokuratorom ze Stargardu oraz bandycie Zakrzewskiemu z Małkocina te 50.000 zł zadośćuczynienia za „nękanie w prasie”, które w wyrokach nakazała panu Halina Waluś i Kamila Klimczak z sądu w Stargardzie”? Bodajże miał Pan to uczynić 8 lat temu.

Tomasz Pilecki: (śmiech). Niestety jakoś cały czas mam ważniejsze wydatki niż dofinansowanie kryminalisty Zakrzewskiego z Małkocina, jego konkubiny oszustki, mamci stalkerki oraz bandziorów w togach z tak zwanego sądu w Stargardzie. „Głowa” stalkerskiej familii z Chrobrego 13 ze Stargardu, Janek, fizycznie nie doczekał się „zadośćuczynienia”, bo już przebywa od 2 lat w piekle. Mam nadzieję, że znajdzie się tam niebawem jego konkubina. Temat dla mnie w zasadzie nie istnieje. Nigdy nie miałem, nie mam i nigdy nie będę miał zamiaru zapłacić pospolitym bandytom ani złotówki pseudo zadośćuczynień. Niech się wezmą do uczciwej pracy przy łopacie, a nie czekają na wyłudzone ode mnie pieniądze. Tak na marginesie, od 2013 do dziś, z tych 50.000 zł, zrobiło się z odsetkami, chyba ze 100 000 z ( śmiech).

Rafał Bzdunek: Nie jest tajemnicą, że przepisał pan w 2013 roku cały majątek na rodzinę, wziął rozdzielność majątkową z żoną, wywiózł w 2014 roku samochód do Niemiec, zlikwidował konta bankowe w polskich bankach, przeniósł centrum życiowe i biznesowe za Odrę. Prezes zarządu własnej spółki prawa handlowego z najniższą krajową, na dodatek w Niemczech. Temat nie do ruszenia dla komornika. Wie o tym każdy. Nie wyrobił się pan jednak z przepisaniem jednej nieruchomości. Jak to możliwe, że przez 8 lat do dziś nie stracił Pan tego lokalu, a komornik nie zajmował środków z jej wynajmu? Interesuje mnie to głównie na niwie pomocy podopiecznym Stowarzyszenia Przeciw Bezprawiu, którzy borykają się z identycznymi problemami, lecz mają dużo mniejszą wiedzę jak walczyć z przestępcami w togach i nie dać się okraść z posiadanego majątku.

red. Tomasz Pilecki
Tomasz Pilecki – niemiecki przedsiębiorca, wieloletni redaktor naczelny zachodniopomorskich gazet loalnych, mąz, ojciec, katolik

Tomasz Pilecki: Panie Redaktorze, chyba nie będę odkrywczy jak powiem, że torpedowanie działań złodzieja Onyszkiewicza ( chodzi o komornika – przyp R.B) może trwać latami, wystarczy do tego więcej niż średnia wiedza z zakresu prawa cywilnego, spora determinacja i paskudny charakter (śmiech). Kreowanie fikcyjnych wierzycieli rzeczowych, hipotecznych, pisanie tony skarg na czynności, zażaleń na postanowienia wymaga dwuinstancyjności, a więc czasu. To wszystko powoduje, że złodzieje się gotują ze złości, czekając latami na wyłudzoną kasę, na którą nie daje im się okraść ich sponsor, będący de facto ofiarą dokonywanego na nim przestępstwa kradzieży. W tym czasie okradany, zakłada spółkę prawa handlowego, obsadza w roli prezesa zarządu swojego kolegę. Spółka „obraca” nieruchomością.

Wynajem krótkoterminowy osobom fizycznym, wynajem metodą „na Banasia”, wynajem przedsiębiorcom pod „wirtualny adres”, a nawet wynajem piwnicy w celach magazynowych. Wszystkie chwyty dozwolone. Na koniec jeszcze jest możliwe wzięcie pożyczki oddłużeniowej na 40.000 zł ( wymagany dochód na papierze i fakt bycia właścicielem nieruchomości) oraz… jej nie spłacenie. Instytucja finansowa, która udzieliła pożyczki „dopisze” się w III dziale KW, do listy tzw. wierzycieli i… w zasadzie tyle. Wszystko zależy o jakiej nieruchomości mówimy. Im mniej warta, tym lepiej, bo przez takie 8 lat trwania procesu okradania obywatela z posiadania nieruchomości, zaradny okradany, poprzez kontrolowaną przez siebie spółkę prawa handlowego… jest w stanie zarobić na niej, jej faktyczną wartość rynkową.

Rafał Bzdunek: Jak pan oceni rządy Prawa i Sprawiedliwości. Obiecywali, że zrobią porządek w wymiarze sprawiedliwości. Obiecywali pomoc ofiarom sędziów w Polsce.

Tomasz Pilecki: Gdy chodzi o te aspekty to nic im nie wyszło. Nie zrobili żadnego porządku z gangsterami w pelerynach ( chodzi o sędziów – przyp. R.B), a w tak zwanej prokuraturze jest patologia jeszcze większa niż przed objęciem przez nich rządów. Walusiowa nadal nawalona prowadzi swoje nasiadówki wysyłając dziennikarzy do więzień za „nękanie w prasie” przeróżnej zakrzewskiej patologii, Klimczakowa dalej „wali” państwo na lewe kredyty przyznawane oficjalnie na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych. Dalej kłamie, szkaluje, dalej prowadzi niezarejestrowaną działalność gospodarczą. Zaburzony Jasion dalej wystawia swoje listy gończe na świadkami, dalej wyzywa podsądnych na rozprawach, dalej prześladuje i nęka ludzi. Na tej niwie nic się nie zmieniło, ale według mnie od początku nie miało się zmienić.

Narodowi socjaliści z PiS kupili ludzi ich własnymi pieniędzmi, po to tylko, aby przejąć władzę i się przy niej zakotwiczyć na lata, dojąc państwo ile wlezie. Tam w ogóle nikt nie myśli o klasie średniej prześladowanej przez patologię w pelerynach ( chodzi o sędziów i prokuratorów – przyp. R.B). Pan Duda mógł ułaskawić przestępcę skazanego na 3 lata więzienia, który potem został szefem MSWiA. Rządy PiS, oceniam negatywnie, lecz nie jest to totalna negacja wszystkiego, ot tak, dla zasady. Jak widzę tę panią Lempart i „wyzwolone macice” dewastujące kościoły,te wulgarne kurewki krzyczące przez megafony, jak cudownie było, gdy pozbywały się z siebie „skrzepów” i po aborcji, stały się w końcu wolne, to wolę już tetryka z Żoliborza. Ten przynajmniej jest wykształcony, ma wiedzę i wartości, w które wierzy.

Rafał Bzdunek: Pan zawsze popierał PO, chyba nawet działał pan w strukturach tej partii. Co się stało, że już tak nie jest?

Tomasz Pilecki: Popierałem centrową chadecką partię środka. Liberalną gospodarczo i konserwatywną światopoglądowo. Obecna Platforma Obywatelska nie ma z chadecją niczego wspólnego. Zamiast zająć się tworzeniem planu naprawy zrujnowanych przez PiS finansów państwa, oni zajmują się jakimiś, za przeproszeniem gejami, lesbijkami, jakimś kolesiem Szutowiczem, który mówi, żeby zwracać się do niego Margot, bo czuje się kobietą. Popierają dzicz dewastującą kościoły, bijącą Księży. A już jak słyszę polityków PO, którzy wspierają gangsterów w pelerynach w obronie „wolnych sądów”, to mnie wręcz krew zalewa. Ja bym te świeczki przed tymi tak zwanymi sądami to wrzucił im przez okna, z nadzieją, że te tak zwane sądy, będące de facto zorganizowanymi grupami przestępczymi pójdą z dymem. Wie pan, 10 lat temu, bym miał z tego niezły ubaw, ale lata lecą, człowiek się starzeje i nawet komentować się czegoś takiego nie chce. Szkoda czasu. Zamiast strzępić język, można zarobić jakiś dodatkowy pieniądz i pojechać na przykład w góry.

Rafał Bzdunek: Znów będzie coś na poprawę humoru. Jakieś nowe nakazy doprowadzenia czy listy gończe za panem wystawili pana ulubieńcy ze Stargardu: Waluś, Klimczak Jasion, Wesołowski, czy Iwanicka- Żwańska? Jakichś ciężkich „przestępstw” się Pan znowu dopuścił? „Nękał” pan w prasie? Zatajał prawdę poprzez niczego nie mówienia w trakcie przesłuchania w charakterze świadka? I czy w końcu wykonał Pan zasądzone 10 lat temu 100 godzin prac społecznych w postaci grabienia liści za znieważenie w publikacjach prasowych sędziów i prokuratorów ze Stargardu ?

Tomasz Pilecki: (długi śmiech) Panie redaktorze zacząć trzeba od tego, że pisemka wysyłane mi na adres w Polsce, pod którym nie mieszkam od lat, przez przestępców ze Stargardu ( chodzi o sędziów i prokuratorów ze Stargardu – przyp. R.B) nie mają dla mnie żadnej mocy prawnej. Ja nie traktuję nawet tego jako jakichś pism procesowych. Traktuję to na zasadzie, jak bym Panu napisał pisemko, że pana wzywam na jutro po śniadaniu do siebie, aby przesłuchać pana w charakterze podejrzanego, przy kawie i słonych paluszkach. Nie uznaję w ogóle tego „sądu” i tej „prokuratury” w tym ich skorumpowanym Stargardzie. Dla mnie wymienieni przez pana osobnicy to grupa zdemoralizowanych kolesi. Przestępców z półświatka. Dlatego też, to, czy oni mnie gdzieś wzywają, coś nakazują, czy zakazują, nie robi na mnie najmniejszego wrażenia i nawet przez myśl mi nie przechodzi, aby gdzieś tam do nich pojechać.

Co do dalszej części pytania. Ja wiem, że pana to bawi, podobnie jak dużą część społeczeństwa. Mnie kiedyś też bawiło. Niech mi pan wierzy, że takich idiotów jak ci ze Stargardu: Walusiowa, Klimczakowa, Jasion, Wesołowski, czy Iwanicka- Żwańska jest na pęczki w Polsce. Taka patologia, zorganizowana grupa przestępcza terroryzująca i zastraszająca ludzi występuje w każdym polskim powiecie. Czemu o tym nie słyszymy? Bo ludzi o tak paskudnym charakterze jak ja (śmiech), tak konsekwentnych w działaniu, jest bardzo mało. Ludzie odpuszczają w obawie o to, że sądowi „psychole” wyślą ich do więzienia, okradną z majątku życia, zniszczą zdrowie. Z ich tępoty intelektualnej, głupoty, zacietrzewienia, miałem ubaw po pachy. Tyle, że jak coś ma miejsce przez 12 lat, rok w rok, miesiąc w miesiąc i dzień w dzień człowiek staje się na to obojętny. Jak pijaczka Waluś wraz z oszustką Klimczak i zdemoralizowanym Jasionem, przy pomocy degeneratów: Wesołowskiego i Iwanickiej- Żwańskiej by powiedzieli, że wstawiają za mną list gończy, bo ukradłem autobus zaparkowany pod domem Jasiona w Lipniku, też bym na to machnął ręką. Uznałbym że to kolejna remisja choroby psychicznej u tych zaburzeńców. W kwestii ścigania mnie za nie zapłacone grzywny i nie pograbione liście, ja się nawet nie będę wypowiadał, bo po prostu najzwyczajniej w świecie ja nawet tym sobie głowy nie zaprzątam. Nie zapłaciłem, nie płacę i nie zapłacę. Wolę z żoną i dziećmi pojechać nad morze, czy w góry niż finansować jakąś żulię spod budki z piwem ( chodzi o sędziów i prokuratorów ze Stargardu – przyp. R.B) i ich kolesi z półświatka w Małkocinie.

Rafał Bzdunek: Nie oszukujmy się. 99 procent społeczeństwa została by już dawno „puszczona z torbami” za takie akcje jakie pan robi sędziom i prokuratorom ze Stargardu. Na pana nie działa nic. Nawet kary bezwzględnego więzienia za „nękanie w prasie” i nie wykonywanie od 10 lat prac społecznych w postaci grabienia liści.

Tomasz Pilecki: Nie jestem materialistą, ale żona mówi, że u nas wszyscy w rodzinie mają silnie poczucie własności posiadanych przez siebie rzeczy ( śmiech). Ja generalnie bardzo rzadko się złoszczę i bardzo rzadko mam zły humor. Nic mnie jednak tak nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi jak bezczelna próba okradzenia mnie z posiadanych dóbr doczesnych. Niezależnie czy są to nieruchomości, ruchomości, czy też oszczędności. Tak, to by mnie bardzo zdenerwowało. Więzienie? Czy te kanalie w pelerynach ze Stargardu myślą, że na mnie robi to jakieś wrażenie? To jak pobyt w hotelu. Micha za darmo, CO za darmo, woda za darmo, lokaj z SW poda, przyniesie. Za prąd płacić nie trzeba. Człowiek poleży, odpocznie, nadrobi zaległości w beletrystyce, języka obcego się może nauczyć ( śmiech). A podatnik za to jeszcze zapłaci. Panie redaktorze, żyć nie umierać. A po wyjściu z takiego przybytku i tak dalej się robi swoje ( śmiech). Za „gnębienie” sądowych i prokuratorskich przestępców człowiek jest tam wręcz bohaterem ( śmiech). Na marginesie można także nawiązać przyjaźnie na całe życie, które zaowocują wieloma ciekawymi inicjatywami biznesowymi, które wprost proporcjonalnie przełożą się na finanse ( śmiech). Natomiast nie mam dobrych wieści dla takiego na przykład takiego Wesołowskiego, czy Jasiona. Czekają tam na nich wszyscy. Wielu panów osadzonych będących ich ofiarami, chciało by ponadto z nimi nawiązać bliższą, intymną wręcz relację ( śmiech).

Rafał Bzdunek: Były wiceminister Środowiska Stanisław Gawłowski, twierdzi, że w więzieniu, współosadzeni także traktowali go jak bohatera. Może to prostu dlatego, że działacze, członkowie i sympatycy PO stanowią większość klientów aresztów śledczych i zakładów karnych w Polsce? (śmiech)

Tomasz Pilecki: Niestety nie prowadziłem badań na ten temat, niemniej jednak senator Gawłowski dał się tam ponoć poznać jako „twardy” gość. Nie dał się złamać przestępcom z zachodniopomorskiej prokuratury, choć niszczyli go nieprawdopodobnie. „Grzeczny” nie był ponoć także wobec cieci więziennych z SW. Po prostu pokazał charakter. Nic tylko pogratulować.

Rafał Bzdunek: Zajmuję się obecnie, w ramach Stowarzyszenia, pomocą panu Mirosławowi, mieszkańcowi Stargardu. Pan kiedyś krótko mieszkał w tym mieście i choć nie ma z nim pan związków od 2014 roku, to właśnie mafijna pajęczyna tamtejszego wymiaru sprawiedliwości jest głównym spectrum pana zainteresowania. Pana, z moim podopiecznym dzieli wszystko. Pan jest przebojowy, pewny siebie, zaradny, krytykę ma za nic. Pan Mirosław po tym co zgotował mu stargardzki wymiar sprawiedliwości jest po prostu wrakiem człowieka, a spotkało go ze strony sędziów ze Stargardu dużo mniej złego niż pana. Mój podopieczny został w dwa lata „zlicytowany” Obecnie jest bezdomny, po tym jak komornik zabrał mu majątek życia za 30.000 zł niespłaconego zadośćuczynienia. Czy może pan potwierdzić fakt istnienia w Stargardzie mafii mieszkaniowej, w skład której wchodzą sędziowie, prokuratorzy, komornicy oraz zwyczajni gangsterzy?

Tomasz Pilecki: Przede wszystkim niezwykle współczuję Panu Mirosławowi. Postaram się zrobić co mogę, aby pomóc temu człowiekowi znaleźć dach na głową. To o czym pan mówi absolutnie mnie nie dziwi. Mafia mieszkaniowa, jak ją pan nazwał, działa w tym patologicznym Stargardzie od wielu, wielu lat. To miasto to jest mała Sycylia. Tam rządzą przestępcy z tak zwanego sądu i tak zwanej prokuratury wspomagani przez usłużnych policjantów działających na ich zlecenie. Oczywiście jest także grupa uczciwych policjantów, którzy się na to nie godzą i mówię to celowo chcąc podkreślić, że nie wszyscy policjanci ze Stargardu biorą w tym procederze udział. Przejmowanie mieszkań na „słupa” było specjalnością Macieja Olejnika. Przestępca ten był kiedyś komornikiem sądowym, lecz w wyniku kłótni w rodzinie, z funkcji tej odwołał go tak zwany sąd. Schedę po nim przejął jego uczeń Jacek Onyszkiewicz. Ten nazywający siebie komornikiem oszust, wspólnie i w porozumieniu z teoretycznie nadzorującymi jego pracę sędziami przejmuje nieruchomości na współpracujących z nim „słupów”. Przyczyną problemów pana podopiecznego była kwota 30 tysięcy złotych. Stosunkowo niedużo, lecz właśnie w taki sposób mafia sądowo-prokuratorsko-komorniczka ze Stargardu wchodzi w posiadanie kolejnych nieruchomości. Podstawiony przez komornika biegły sądowy wycenia w operacie szacunkowym nieruchomość wartą np. 120 tsięcy złotych na 50 procent rzeczywistej wartości.

Dochodzi do licytacji, w której uczestniczy „sztuczny tłum” – w rzeczywistości wszyscy to „słupy” Onyszkiewicza. Realny licytant jeszcze przed wejściem na sądową salę jest przez nich zniechęcany i bombardowany komunikatami, że uczestniczyć w przetargu nie warto. Na pierwszym przetargu, gdy cena nieruchomości wynosi ¾ jej fikcyjnie oszacowanej wartości, nikt ze „słupów” jej nie nabędzie.

Na drugiej licytacji upatrzona przez oszustów nieruchomość, pójdzie za bezcen, czyli 2/3 jej wartości, fikcyjnie ustawionej przez podstawionego biegłego sądowego. W taki właśnie sposób, kawalerkę wartą 120 tysięcy złotych można nabyć za 30 tysięcy złotych. Oszust Onyszkiewicz, nazywający siebie komornikiem przejmuje zatem na „słupa” za 30 tysięcy lokal wart realnie 120.000. „Słup” za swoją robotę dostaje 10-15 tysięcy złotych. Skorumpowana Kasprowicz,Woźniak, czy inny „sędzia” ze Stargardu nadzorujący taką ustawioną licytację bierze po udanej akcji 30-50 tysięcy złotych za „przychylność” na licytacji i krycie przestępców. Reszta, to czysty zarobek tak zwanego komornika. Lekko podmalowany i odświeżony lokal „słup” wystawia na sprzedaż za 140 000 zł. Reszty się proszę domyśleć analizując oświadczenia majątkowe tak zwanych sędziów z tak zwanego sądu rejonowego w Stargardzie, jak również tak zwanych komorników, mających tak jak oszust Onyszkiewicz ze Stargardu, po 4 domy, 9 mieszkań, 5 samochodów i 6 działek budowlanych. Wszystko z okradania ludzi. Kiedy owa mafia mieszkaniowa ze Stargardu trafi na trudnego przeciwnika, „egzekucja z nieruchomości” trwa 8 do 10 lat, a okradany „obracając” mieszkaniem przez ten czas zarobi kwotę zbliżoną do jego wartości rynkowej. Gdy okradany jest więcej niż przeciętnie sprytny, zmiana właściciela w III dziale KW nie nastąpi przez co najmniej kolejnych 5 lat, po przybiciu, co da mu możliwości dalszego zarabiania na lokalu. Kiedy mafia mieszkaniowa ze Stargardu trafi jednak na osobę taką jak pan Mirosław, człowiek w dwa lata traci majątek, pozostaje z tymi samymi długami, które miał przed licytacją ( bo kwota z egzekucji wystarczy jedynie na opłacenie złodziejskiej działalności komornika i jego sądowych pomagierów), a finalnie trafia na ulicę.

Rafał Bzdunek: Przecież to jest po prostu przerażające. Gdzie coś takiego zgłaszać? Jak pomóc ofiarom takich praktyk?

Tomasz Pilecki: Panie Redaktorze, Polska to jest kraj totalnego bezprawia. Teoretyczne państwo z dykty. Republika bananowa w centrum Europy. Tutaj nie ma komu zgłaszać takich przypadków, bo w konsekwencji i tak wszystko znajdzie się na biurku przestępcy w todze, na którego wnosi Pan skargi. Każdy wie, że Walusiowa to pijaczka i schizofreniczka paranoidalna, a jej koleżanka Klimczakowa to oszustka, wyłudzająca kredyty i prowadząca lewe biznesy. Każdy wie, że Onyszkiewicz z Bydgoskiej ustawia licytacje i metodą „na słupa” nabywa mieszkania, z których egzekucję sam prowadzi. Powiedzmy czysto hipotetycznie, że zgłasza to Pan do Ministra Sprawiedliwości, do Prokuratury Krajowej. Pana korespondencja „schodzi” w dół do Prokuratury Regionalnej. Stamtąd do Okręgowej, dalej do Rejonowej, a w Rejonowej zajmie się sprawą taki, powiedzmy Wesołowski, czy taka Iwanicka- Żwańska, którzy chronią stalkerów-psychopatów Zakrzewskich oraz kryminalną działalność wymienionych przez Pana w skardze do Ministra „sędziów”. Finał? Bandytom w togach, członkom mafii mieszkaniowej ze Stargardu włos z głowy nie spadnie, natomiast za panem wystawią list gończy za rzekome „pomówienie”, „zawiadomienie o niepopełnionym przestępstwie” i tak dalej i tak dalej.

Pół biedy, gdy mieszka Pan i pracuje za granicą. Nie daj Boże jednak, gdy pozostaje pan w mieście gdzie działa taka mafia. Będą odwiedzać pana o 6 rano dzień w dzień w celu nękania i prześladowania. Walusiowa, Klimczakowa, Jasion, Wesołowski, czy Iwanicka-Żwańska są jak COVID-19. Musimy się nauczyć żyć z tą zarazą, jednocześnie z nią walcząc. Przy okazji nie tracąc z życia tego, co najważniejsze: cieszenia się z małych rzeczy. Wiem, że ofiarom wymienionych przeze mnie psychopatów bardzo trudno jest patrzyć z optymizmem w przyszłość w sytuacji, gdy taka Waluś, czy Klimczak zniszczyła im zdrowie, życie, wysłała niewinnych ludzi do więzień, a Onyszkiewicz z Bydgoskiej okradł z majątku przejmując samemu nieruchomość swojej ofiary. Powiem coś dla mnie oczywistego, co w dzisiejszych szalonych, podłych czasach wprawić może „wyzwolone” społeczeństwo w konsternację. Czytajmy Pismo Święte, módlmy się na różańcu, pielgrzymujmy do miejsc świętych. Daje to niesamowitą moc, dodaje sił do walki z zarazą w pelerynach spod znaku Walusiów, Jasionów, czy Klimczaków. Znajdźmy czas cieszyć się życiem, pięknem przyrody. Las, morze, góry…Pan Bóg przemawia do nas poprzez piękno tych miejsc.

 Rozmawiał Rafał Bzdunek

portal: https://stowarzyszenieprzeciwbezprawiu.pl/

POSZUKIWANE OFIARY PRZESTĘPCÓW Z TZW. "SĄDU" W STARGARDZIE SZCZEC.

Poszukuję ofiar przestępców z tzw. "sądu" w Stargardzie Szczec: Haliny WALUŚ, Kamili KLIMCZAK, Agnieszki KORYTOWSKIEJ, jak również...