środa, 25 grudnia 2019




Pracownik ukradł, dyrektor dostał wyrok


Opisywana  dziś historia jest tą z serii nieprawdopodobnych. W państwie prawa nigdy nie powinna mieć miejsca, a jednak się wydarzyła. Dyrektor schroniska dla zwierząt w Łodzi, w wyniku zleconej przez siebie kontroli wykryła aferę finansową. Zawiadomiła o tym organy ścigania. Jak Państwo myślą: dostała nagrodę od władz miasta? Uzyskała uznanie prokuratury i sądu? Nic z tych rzeczy. Zwolniono ją z pracy, dorobiła się wyroku, a komornik chce jej zlicytować majątek życia. Bogumiła Skowrońska jest, bodaj, jedynym dyrektorem budżetowej jednostki samorządowej w Polsce skazanym za...złodziejstwo pracownika.


Grażyna S, była główną księgową łódzkiego schroniska. Do pracy przyjęto ją przed objęciem stanowiska dyrektora placówki przez Bogumiłę Skowrońska. Z informacji, do których udało nam się dotrzeć, władze miejskie Łodzi, wiedząc, iż Grażyna S ma...wyksztłacenie niepełne średnie usilnie nalegały na zatrudnienie kobiety w strukturach tej samorządowej jednostki budżetowej. Podczas przypadkowej kontroli finansowej,  dyrektor Skowrońska zauważyła, że na prywatne konto oskarżonej ze schroniska wypłynął przelew tytułem pożyczki z funduszu zakładowego. Zastanowiło ją to, bo Grażyna S. wcześniej pobrała pożyczkę, której nie spłaciła. A przepisy mówią, że nie można otrzymać nowej pożyczki, jeśli nie spłaciło się starej. Po dokładnej analizie sprawy okazało się, że zgody na nową pożyczkę nie było, a działania księgowej były samowolne. Po tym odkryciu, Bogumiła Skowrońska zleciła całościową kontrolę przelewów wychodzących. Okazało się, że "kreatywna" księgowa,  miała cztery prywatne konta. -Było to dla mnie zaskoczeniem, bo wiedziałam tylko o dwóch. Wkrótce zaczęliśmy sprawdzać, ile pieniędzy bez uzasadnienia trafiło na te konta. Absolutnie nie miałam wcześniej podejrzeń, że oskarżona wyprowadzała pieniądze ze schroniska - mówi w rozmowie z nami była dyrektor schroniska.

Wrobić Skowrońską

Linia obrony, którą przyjęła Grażyna S była na tyle absurdalna, że sąd zlecił.... badania psychiatryczne podejrzanej. Grażyna S, zeznała bowiem, że pieniądze wyprowadzała, na zlecenie swojej szefowej, pomimo, że taki wątek, po dogłębnej analizie sprawy, prokuratura wykluczyła. Prokuratura zarzuciła S., że w latach 2008-2012 przywłaszczyła sobie 309 tys. zł na szkodę schroniska i 34,4 tys. zł na szkodę stowarzyszenia "Schronisko". Według prokuratury, Grażyna S. prowadziła podwójne fakturowanie i robiła przelewy na prywatne konta. Ponadto śledczy zarzucili jej nieprawidłowe i nierzetelne prowadzenie ksiąg rachunkowych. - Pieniądze przepływały jedynie przez moje konto, a ja później wypłacałam kwotę, jaką potrzebowała dyrektorka, z bankomatu i jej przekazywałam. Sobie zostawiałam zazwyczaj 10 proc. kwoty - zeznawała w sądzie Grażyna S. Sąd nie dał wiary słowom oskarżonej i skazał ją prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności w zawieszeniu. Zdaniem obserwatorów, kobieta została potraktowana przez sąd wyjątkowo łagodnie. Tym bardziej, że posiadała już aferalną przeszłość, a w momencie procesu, jej nazwisko przewijało się w innych sprawach o podłożu przestępczości gospodarczej.

Nagły zwrot akcji

Tymczasem Prokuratura Rejonowa Łódź - Widzew... skierowała przeciwko dyrektorce akt oskarżenia, zarzucając jej brak nadzoru i niewłaściwe prowadzenie ksiąg rachunkowych. Dodajmy, tej samej dyrektorce, która wykryła i ujawniła aferę, powiadomiła o niej władze miejskie i oragny ścigania oraz jako oskarżyciel posiłkowy występowała w sprawie Grażyny S., z pełną konsekwencją żądając zwrotu ukradzionych pieniędzy. Po dość szybko prowadzonym postępowaniu przygotowawczym odbył się proces, w którym kobietę skazano za niedopełnienie obowiązku nadzoru nad główną księgową schroniska Grażyną S. oraz dopuszczenie do nierzetelnego prowadzenia ksiąg rachunkowych tej jednostki. Takie rzeczy możliwe tylko w polskich sądach.

Fala hejtu na Skowrońską

Po ujawnieniu afery z łódzkim schronisku, na dyrektorkę placówki wylała się fala nienawistynych komentarzy na forach internetowych. Obrażano ją, jej rodzinę. Grożono jej cięzkim pobiciem, a nawet śmiercią. Wszystko tylko dlatego, że odważyła się...powiedzieć prawdę. Zdaniem adwokatów, którzy nie chcę występować w publikacji pod swoim nazwiskiem, Skowrońska nie powinna zostać skazana, a nawet nie powinien być przeciwko niej sporządzony akt oskarżenia. - Jeśli przyjmiemy logikę sądu, powinnismy skazać tysiące prezesów, dyrektorów i kierowników, których szeregowi pracownicy dopuścili się przestępstw o charakterze finansowym - mówi w rozmowie z nami znany zachodniopomorski adwokat, mający kancelarię także w Niemczech. Jego kolega po fachu, praktykujący na co dzień w Poznaniu, dodaje, że w tym przypadku nie może być mowy o nienależytym nadzorze, bo...to właśnie w wyniku tego nadzoru Skowrońska powiadomiła swoich przełożonych o kreatywnej księgowości Grażyny S. - Po tym, jak przekazałeś mi kopie akt sprawy, jak zapoznałem się z argumentami prokuratury i sądu, mogę stwierdzić, że reakcja byłej dyrektorki była szybka i adekwatna do sytuacji. Funkcję swoją objęła zaledwie rok, przed wykryciem afery. Pytanie zatem: dlaczego prokurator nie pociągnął do odpowiedzialności karnej poprzednich dyrektorów schroniska?

Medialny kurz opadł, a komornik zaciera ręce

Tymczasem skazujący  Bogumiłę Skowrońską wyrok to nie jedyna krzywda, jaka ją spotkała. Kobieta otrzymała także długoletni zakaz pełnienia funkcji publicznych. Ponadto sąd nakazł zwrot ukradzionych przez Grażynę S. pieniędzy....dyrektorce, która ujawniła aferę. Tak, nie przesłyszeli się Państwo.Komornik już był w domu Bogumiły Skowrońskiej zrobić rekonesans przedmiotów, które by mu się przydały. Bardzo możliwe, że przedmiotem jego zainteresoania będzie także dom byłej pani dyrektor...

Tomasz Pilecki


NASZ KOMENTARZ

Jeśli ktoś z Państwa jest prezesem, dyrektorem,  badź pełni jakąkolwiek funkcję kierowniczą....przenigdy w świecie nie róbcie audytu w swojej firmie. Gdy wykryjecie błędy, udajcie, że ich nie ma. Widzicie nieprawidłowości... nie zawiadamiajcie organów ścigania, bo...możecie otrzymać wyrok za...zawiadomienie o niepopełnionym przestępstwie. Niech przez myśl nie przejdzie Wam próba odzyskania ukradzionych przez Waszego pracownika pieniędzy, bo skretyniały polski sąd... skaże Was karnie, nakże zwrócić pieniądze, które ukradł ktoś inny, a komornik puści Was z torbami. Pytanie kluczowe... gdzie są panowie: Patryk Jaki i Zbigniew Ziobro?. Opisywana dziś sprawa rozpoczęła się i haniebnie zakończyła w okresie rządów PiS. A miało być lepiej...
Tomasz Pilecki















FAŁSZOWANIE DOKUMENTACJI MEDYCZNEJ, ANTYDATOWANIE PISM I CHRONIĄCA LEKARZY PROKURATURA

Zabili mi matkę insuliną i morfiną


Kilka prokuratur bada sprawę śmierci, do której doszło w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Koninie. Kobieta zmarła zaledwie w dwa dni po przyjęciu. Pacjentka, która skarżyła się na ból w klatce piersiowej trafiła na oddział....chorób płuc. W wyjaśnieniu sprawy nie pomaga tamtejsza prokuratura. Śledztwo ciągnie się prawie trzy lata, a nawet nie znający się na meandrach prawnych obserwator nie ma złudzeń, że postępowanie przygotowawcze ma za zadanie jeden cel. Nie dopuszczenie do postawienia zarzutów karnych lekarzom, którzy przyczynili się do śmierci pacjentki.

Po dramatycznym apelu rodziny, udaliśmy się do Konina, aby zapoznać się z trudną i zagmatwaną sprawą pobytów zmarłej w konińskim szpitalu. Miały one miejsce w 2014 oraz 2016 r. Ostatni z nich, zakończył się zagadkowym zgonem. Przyjrzeliśmy się także pracy prokuratur i sądów badających tę sprawę. W marcu i kwietniu 2016 r,. z pominięciem szpitalnego oddziału ratunkowego, Pani Anna trafiła bezpośrednio na Oddział Chorób Płuc. Powodem tych dwóch hospitalizacji zdaniem lekarzy karetek pogotowia, jak również lekarzy szpitala, miała być astma. Z tym nie zgadza się rodzina zmarłej. - Duszności, ból w klatce piersiowej oraz opuchnięte nogi nie były wykładnikiem astmy. Od dłuższego czasu chora nie miała potrzeby używania inhalatorów przeciwastmatycznych, a zaostrzeń choroby nie było - mówi Pan Daniel mąż zmarłej. Dlaczego lekarze nie widzieli tak oczywistych,widocznych gołym okiem oznak choroby, usilnie, z pominięciem SOR, zawożąc panią Annę na oddział niezgodny z objawami? -Za każdym razem w marcu jak i w kwietniu po przybyciu karetek, lekarze zamiast przyjrzeć się widocznym objawom i należycie zbadać pacjentkę, żądali wypisu z ostatniej hospitalizacji. W marcu, trzy godziny po przywiezieniu mamy pojawił się straszny ból w klatce piersiowej. To zdarzenie jednak nie spowodowało poszerzenia diagnostyki w zakresie badań serca i po trzech dniach mama została wpisana do domu. Od tamtego momentu stan zdrowia nie poprawiał się a nawet pogarszał - mówi córka Małgorzata. 24 kwietnia 2016 r.,wieczorem, na prośbę żony, która jeszcze tego dnia krzątała się po domu, wezwałem karetkę bo żona spokojnie powiedziała, że lepiej będzie aby znalazła się w szpitalu. Lekarz karetki ponownie poprosił o ostatni wypis, więc dałem wypis z marca i na jego podstawie bez żadnej analizy widocznych objawów czyli duszności, bardzo mocno opuchniętych nóg, bólu brzucha żona pojechała do szpitala - mówi mąż zmarłej.

Prokuratura nie angażuje się w wyjaśnienie śmierci pacjentki

Śledztwo w sprawie hospitalizacji Pani Anny, jak również jej śmierci było zawieszone przez 13 miesięcy, z powodu oczekiwania na opinię biegłych. Z tym rodzina zmarłej nie zgadza się także. W październiku 2016 r., po zapoznaniu się z dokumentacją medyczną oraz z protokołem sekcji zwłok, córka Pani Anny składała zeznania, podczas których podważała prawdomówność personelu medycznego. Wskazywała także na fałszowanie dokumentacji medycznej, jak również na duże nieprawidłowości w urzędowo- prokuratorskim protokole sekcji zwłok. Kwestionowała także wykonanie samych czynności sekcyjnych. Prokurator, w trakcie prowadzonego przez siebie postępowania przygotowawczego, nie przesłuchał nikogo z personelu medycznego, na okoliczność pobytu chorej w marcu 2016 r. Zdaniem rodziny, to właśnie ten pobyt w największym stopniu zauważył o następnej hospitalizacji, co w konsekwencji doprowadziło do śmierci. -Wszystkie moje wnioski podczas składania zeznań, zostały odrzucone. Prokurator nie zapisała ich w protokole zeznań. Stwierdziła, że takich czynności nie wykona, bowiem zakłada, że dokumenty są oryginalne. Natomiast wszystkie kłamliwe zeznania lekarzy i pielęgniarek uznała jako prawdę objawioną. Żadne czynności nie zostały wykonane oraz nie dokonano analizy przedmiotowej sprawy. Akta wysłano do Zakładu Medycyny Sądowej w Białymstoku - denerwuje się córka zmarłej, pani Małgorzata. Rodzina cały czas uważa, że biegli pracują na sfałszowanej dokumentacji. Na podstawie takich samych dokumentów działa także Biuro Rzecznika Praw Pacjenta w Warszawie, o czym rodzina informowała podczas składania materiałów dowodowych. Po spotkaniu w BRPP rodzina przez cały rok starała się o kontakt z osobą decyzyjną, w PK i MS aby przekazać wszystkie nieprawidłowości ze śledztwa ws.śmierci oraz już toczącego się postępowania ws.dwóch innych hospitalizacji z 2014 r. Bliscy zmarłej mają dużo zastrzeżeń do prowadzonych śledztw i uważają, że prokuratury oprócz tego, że nic nie zrobiły w wyjaśnieniu sprawy, to dodatkowo wyrządziły dużo złego. Obecnie Prokuratura Okręgowa oczekuje na drugą opinię z tego samego zakładu medycyny sądowej, niesłusznie według rodziny nazywając ją jako uzupełniającą. Czekają już kolejny rok. Córka i mąż zmarłej, do pierwszej opinii mieli bardzo poważne zastrzeżenia i w piśmie do Prokuratury Okręgowej wyjaśnili jasno i wyraźnie, że osoby ją sporządzające powinny ponieść konsekwencje karne za tak sporządzony dokument. Twierdzą także, że nie przypadkowo wybrany do sprawy został także zakład medycyny sądowej.

Badania wstępne? A po co?

Zamiast dokonać badań w celu rozpoznania choroby, na oddziale po prostu spisano nieaktualne dane z dotychczasowej karty chorób. Nie dopasowano dawki leków do aktualnych potrzeb i uwarunkowań pacjentki. -Zamiast wykonać badania w celu rozpoznania choroby, uznano, a nie rozpoznano jej właściwie i wpisano, tak jak w marcu - astmę. Mama była w pełnym kontakcie aż do 25.04.2016 r.,kiedy o godz. 18:00 podano pierwszą dawkę morfny.Dawki były podane tylko trzy o 18, 22, i 23:30,co nie jest zgodne z zapisami w karcie morfinowej. Tam jest dawek pięć - dodaje kobieta. Prokuratorka wierzyła tylko dokumentom, a nie zeznaniom córki. 25 kwietnia, ordynator wiedząc bardzo dobrze, że nie wykonano żadnych badań obrazowych Rtg, USG, EKG, Echo serca czy innych potrzebnych w tym przypadku, stwierdził w rozmowie z córką, że hospitalizacja może zakończyć się niepowodzeniem. Na jakiej podstawie to wywnioskował ? Pani Małgorzata podczas tej rozmowy nie wiedziała, że w nocy matce nie robiono badań. Kiedy pojechała za matką do szpitala, lekarz dyżurny do niej nie wyszedł, pomimo próśb aby udzielić informacji. Pielęgniarka natomiast kategorycznie nakazała opuścić szpital. Ordynator oraz jego zastępca (od obchodu 25.04 do obchodu 26.04) ani razu nie pojawili się przy łóżku chorej. Chora cały czas leżała na pięcioosobowej sali, a nie na sali ze wzmożonym nadzorem pielęgniarsko- medycznym. 25 kwietnia wieczorem, pobrano krew na obecność stężenia cukru we krwie. Wynik był 4,7 mml/l. Córki pilnowany aby chorej nie podano insuliny, lecz o godz. 18.00 weszła lekarka wraz z pielęgniarką. Córki zostały wyproszone z sali. Morfina miała pacjentce przynieść ulgę w cierpieniu. Po pierwszym zastrzyku morfiny córki utraciły kontakt z matką i myślały, że ta śpi. Lekarka nie wyprowadzała córek z błędu i podała jeszcze dwukrotnie morfinę o 22.00 i 23.30. Pani Małgorzata, wraz z siostrą Katarzyną nie wiedziały także, że w czasie podania pierwszej morfiny, pielęgniarka zaaplikowała także insulinę. Rano okazało się, że chora nie spała, lecz była głęboko nieprzytomna. O godz 07.00 rano zmierzono dwukrotnie "cukier" i okazało się, że jest nieoznaczalny. Od 7 rano żaden z lekarzy nie zjawił się w sali chorej. Rodzina wiedziała, że bez względu na to ile będą pompować glukozy, chora już z tego nie wyjdzie, bowiem nastąpiły już nieodwracalne uszkodzenia w organizmie. Mąż jeszcze zdążył zobaczyć zlecenie u pielęgniarek, gdzie napisane było, że przy stanie cukru 4,7 podano wieczorem żonie ogromną, zabójczą zdaniem rodziny dawkę insuliny (20 jednostek) - Po śmierci mamy, ordynator chcąc uniknąć odpowiedzialności za niepożądane zdarzenie medyczne powiedział, że u chorej w chwili śmierci było 7 mm/l, natomiast w dokumentacji poprawił na 5 mml/l. Napisał także, że to były nic nie znaczące wahania glikemii. Stwierdził, że występuje o sekcję zwłok z powodu zastrzeżeń rodziny co do leczenia i opieki pielęgniarskiej - mówi w rozmowie z nami mąż zmarłej. Rodzina nie wyraziła zgody na sekcję, żądając dokumentacji medycznej, której w rezultacie nie otrzymała. Chciała się spotkać z dyrekcją placówki, jednak ta, odesłała bliskich Pani Anny do rzecznika praw pacjenta. Tam złożona została skarga. - Ordynator zarządzający sekcję zwłok chciał koniecznie ukryć prawdziwa przyczynę śmierci żony poszukując w jej chorobach na jakie cierpiała innej przyczyny niż ciężka hipoglikemia polekowa. Chcąc uniknąć odpowiedzialności, jego celem było zrobienie sekcji, aby zgonić winę na chorą wątrobę. W całym tym fałszowaniu sekcji wszyscy, którzy brali w nim udział zapomnieli,że dzień przed śmiercią parametry wątrobowe żony były w normie - tłumaczy mąż zmarłej Pan Daniel. Szpital kategorycznie zaprzecza tezom głoszonym przez rodzinę. -Lekarze dołożyli wszelkich starań, aby ratować zdrowie i życie pacjentki. Była leczona zgodnie z procedurami przez specjalistów z wieloletnim doświadczeniem" - twierdzi rzeczniczka prasowa szpitala w przesłanym nam oświadczeniu. W związku ze skargą rodziny na szpital, jak również kwestionowaniem podanych przez lekarzy przyczyn śmierci, dyrektor zarządził sekcję zwłok. Na tę okoliczność rodzina złożyła zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa przez dyrekcję szpitala w Koninie. Według rodziny, sekcja odbyła się wbrew najbliższym zmarłej Pani Anny.

Sami nie wiedzieli na co zmarła

Tymczasem okoliczności śmierci Pani Anny budzą wiele wątpliwości. Naszej redakcji udało się dotrzeć do dwóch sprzecznych ze sobą dokumentów, z których każdy mówi o...innych przyczynach zgonu kobiety. Według karty zgonu przyczyną śmierci była astma. W karcie informacyjnej napisane jest, że zmarła ,w obrazie niewydolności krążeniowo - oddechowej. Według protokółu sekcji administracyjnej przyczyną zgonu była marskość wątroby w okresie niewydolności. Co innego jeszcze wynika z protokółu sekcji prokuratorskiej - zaburzenia gospodarki węglowodanowej spowodowanej marskością wątroby. Przypominamy, że dzień wcześniej wszystkie parametry wątrobowe były w normie. To, co rodzina przeczytała w protokole sekcji prokuratorskiej było dla niej ogromnym szokiem. Dokument stwierdza, że prokurator po przybyciu do prosektorium o godz. 10.30, dokonał oględzin zewnętrznych zwłok i dokonał ich otwarcia. Natomiast inny dokument podpisany przez pracownika prosektorium oraz patomorfologa szpitala mówi, że sekcja administracyjna zakończyła się o godz. 09.00. Dlaczego nie użyto w protokole z sekcji prokuratorskiej stwierdzenia, że dokonano ponownego otwarcia zwłok ? Nie pobrano także krwi na badania toksykologiczne, nie pobrano płynów ustrojowych na badania bakteriologiczne.-Nie ma także opisu płuc, żaden narząd nie był zważony, brak jest bardzo ważnych i bardzo widocznych cech u zmarłej na skórze ciała. Ponadto brak jest opisu blizny po operacji, opisu złej budowy nerki i wiele, wiele innych nieprawidłowości - uważa Pani Małgorzata, córka zmarłej. -Nasuwa się dlatego pytanie czy jakakolwiek sekcja się odbyła?. To, że ciało było przecięte nie świadczy o wykonaniu którejkolwiek z tych sekcji - mówi kobieta -Utrzymywanie, że akurat tego dnia w prosektorium popsuła się waga jest oczywistym kłamstwem a jednoznacznie świadczy o mataczeniu w sprawie - dodaje Pani Małgorzata Kiedy córka po dwóch miesiącach zapytała o toksykologiczne oraz bakteriologiczne wyniki krwi, od prokurator Prokuratury Okręgowej usłyszała, że pewnie została pobrana ale w wyniku wyjątkowo upalnego lata, popsuła się i została zutylizowana.

Co się działo z dokumentami?

-Dokument wypisu chorej z marca, z którym pojechała w kwietniu do szpitala został zamieniony, a ojcu podłożono jako oryginalny nowy dokument uzupełniony już o hormony troponiny. Dopisano wcześniej ukryte bardzo złe wyniki krwi. Były one zrobione po tym straszliwym bólu w klatce piersiowej w marcu - mówi nam Pani Małgorzata. - Ojcu podrzucono nowy dokument wypisu z marca nie wiedząc, że jestem w posiadaniu drugiego oryginału. Mama ważyła w marcu 75 kg natomiast w dokumentacji medycznej, w kwietniu napisano 120 kg. Zawyżono wagę ciała o 45 kg. Ekg wykonane w marcu, w chwili tego ogromnego bólu zostało przekreślone jako źle wykonane i podpisane przez ordynatora. Kwestie te nie zostały zbadane przez prokuraturę - mówi nam Pani Małgorzata.-Winę za to ponosi prokurator, która była w prosektorium i nie dokonała zabezpieczenia dokumentacji medycznej oraz protokołu z sekcji zwłok. Jeszcze tego samego dnia przekazała śledztwo do KMP w Koninie, do prowadzenia w całości, gdzie przez dwa miesiące zdołano przesłuchać tylko 3 osoby z rodziny. Świadczy to o tym, że szpitalowi został dany czas na fałszowanie dokumentacji z hospitalizacji oraz protokołu z sekcji, który nie spełnia pod żadnym względem warunków protokołu sekcyjnego, w którym miała uczestniczyć prokurator. Po przejęciu od KMP śledztwa, przez PO w Koninie, złożeniu zeznań i podważaniu dokumentacji medycznej, prokurator prowadząca sprawę, wysłała dokumentację do zakładu medycyny sądowej. Zdaniem rodziny, jednostka ta nie była wybrana przypadkowo. Rzadko komu w Koninie udaje się wygrać z lekarzami oskarżanymi o niedopełnienie obowiązków służbowych, lub też przekroczenie uprawnień. Obecnie prowadzone jest jeszcze śledztwo w Prokuraturze Rejonowej w Koninie. Jego gospodarzem jest ten sam prokurator, który prowadził sekcję zwłok zmarłej Pani Anny. -W tym przypadku prokurator ponownie działając na naszą szkodę, po przesłuchaniu nie powiadomiła nas o zebranym materiale dowodowym. Nie było nam dane zaznajomienie się z aktami. Ponadto zleciła temu samemu zakładowi medycyny sądowej dokonanie opinii lekarskiej. Natomiast śledztwo w sprawie śmierci, obecnie prowadzi prokurator oddelegowany z prokuratury rejonowej w Słupcy, który wcześniej umorzył postępowanie dotyczące sekcji zwłok.

Prokuratura "skręca" postępowanie

Prokuratura Rejonowa w Słupcy prowadziła śledztwo w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa znieważenia zwłok przez pracowników szpitala w Koninie. Miało to związek z bezprawną, zdaniem rodziny, sekcją zwłok, na której wykonanie nie wyrazili zgody. - Ordynator oddziału chorób płuc bezprawnie, bez naszej zgody zlecił dokonanie sekcji zwłok, choć nie było ku temu żadnych przesłanek - mówi nam mąż zmrłej. Zaznaczyć należy , że sekcja została zarządzona przez ordynatora jeszcze przed złożeniem skargi przez rodzinę u rzecznika praw pacjenta w szpitalu. Zastępca dyrektora placówki, d.s. medycznych, nie podjęła, podobnie jak ordynator, procedury w zakresie działań związanych z monitorowaniem medycznych działań niepożądanych. Ponadto należy zaznaczyć, że ordynator kategorycznie odmówił rodzinie wydania dokumentacji medycznej. Stanowiska tego nie podzielają władze szpitala, które w przesłanym nam oświadczeniu twierdzą, iż takowe było konieczne z racji pisania przez rodzinę skarg na pracę ordynatora i pracowników Oddziału Chorób Płuc.Takie tłumaczenie jednak nijak się ma do rzeczywistości, bo ustawa mówi wyraźnie w jakich przypadkach zlecana jest prokuratorska sekcja zwłok. O pisaniu skarg przez rodzinę, jako przesłance otwarcia zwłok nie ma tam oczywiście mowy. Jaki zatem był prawdziwy powód? Tego dyrekcja konińskiego szpitala nam nie powiedziała. Tymczasem w wyniku zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, prokuratura w Koninie zleciła dokonania sądowej sekcji zwłok. Przy okazji...antydatując dokument zabezpieczenia zwłok zmarłej w chłodni. Tłumaczenia przyczyn takiego stanu rzeczy przez rzecznika Prokuratury Okręgowej w Koninie można wprost nazwać farsą. W jego ocenie jawią się jako zwykła omyłka pisarska. Po roku walki rodziny z konińską prokuraturą, sprawa znieważenia zwłok zmarłej przez personel szpitala w Koninie została umorzona z powodu nie dopatrzenia się przez prokuratora czynu zabronionego. - Postanowienie to zaskarżyłem, jednak sąd w Koninie utrzymał je w mocy - mówi nam Pan Daniel, mąż zmarłej kobiety.

Rodzina nie składa broni

W wyniku niewyjaśnionej śmierci Pani Anny, jej rodzina złożyła do Prokuratury Okręgowej w Koninie kolejne zawiadomienia, tym razem o podejrzeniu popełnienia przestępstwa spowodowania śmierci oraz niedopełnienia obowiązków służbowych przez personel medyczny szpitala w Koninie. Kluczowe zagadnienie, czyli odpowiedź na pytanie co było bezpośrednią przyczyną śmierci Pani Anny jest wciąż nieznane. Pomimo faktu, że od jej śmierci miną niedługo trzy lata. Śledztwo aktualnie jest zawieszone, bo.....biegli sądowi z Zakładu Medycyny Sądowej w Białymstoku od ponad roku nie mogą wydać opinii w tym zakresie. Mąż i córka zmarłej swoją tragedią próbowali zainteresować Ministerstwo Sprawiedliwości. Udało im się nawet osobiście spotkać z wiceministrem sprawiedliwości Patrykiem Jakim. Skończyło się niestety na obietnicach, z których nic nie wynikło. Prokuratura Krajowa nie wszczęła z urzędu nadzoru służbowego nad sprawą, o co prosiła rodzina zmarłej. Wyjaśnienie szeregu nieprawidłowości w tej sprawie, na poziomie konińskich organów ścigania, także nie odbyło się w drodze zwierzchniego nadzoru Ministra Sprawiedliwości- Prokuratora Generalnego. Tymczasem Prokuratura Okręgowa i Sąd Okręgowy w Koninie nie mają sobie niczego do zarzucenia. - Prowadzone, w zakresie możliwości popełnienia przestępstwa, postępowania przygotowawcze albo wciąż trwają, albo zostały umorzone, z powodu nie popełnienia przez personel medyczny Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Koninie, zarzucanych mu przez pokrzywdzonych czynów. Wielowątkowe śledztwa były objęte sądową kontrolą odwoławczą Sądu Okręgowego w Koninie, który podtrzymał w mocy decyzje prokuratury. Ponadto były one przedmiotem kontroli służbowej Prokuratury Regionalnej w Poznaniu, w wyniku której nie dopatrzono się żadnych nieprawidłowości ze strony podległych jej prokuratorów - tłumaczy w rozmowie z nami rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Koninie. W podobnym tonie wypowiada się się sędzia Marek Ziółkowski, rzecznik Sądu Okręgowego w Koninie. - Rzecznik Sądu Okręgowego w Koninie nie odnosi się do merytorycznej strony orzecznictwa sędziów, którzy są niezależni i niezawiśli w swoim orzecznictwie. Sąd Okręgowy w Koninie rozpoznawał zażalenie strony je składającej na postanowienie prokuratury w przedmiocie umorzenia postępowania. Nie dopatrując się zasadności takowego, utrzymał je w mocy.

Sąd Okręgowy: decyzje prokuratury były słuszne

Zdaniem Sądu Okręgowego w Koninie, zażalenie rodziny na postanowienie o umorzeniu postępowania w sprawie znieważenia zwłok oraz odmowy sprzeciwu wykonania sekcji zwłok nie zasługuje na uwzględnienie, gdyż podjęta w sprawie decyzja jest prawidłowa. W ocenie sądu lektura zażalenia w kontekście informacji płynących z akt sprawy prowadzi do wniosku, że wywiedziony przez skarżącego środek odwoławczy stanowi w zasadzie subiektywną polemikę z ustaleniami dokonanymi w toku śledztwa. Tym samym brak jest podstaw by podzielić stanowisko skarżącego co do podstaw uchylenia kwestionowanej decyzji. -W pierwszej kolejności zgodzić się należy z prokuratorem, iż zdecydowana większość zarzutów naprowadzonych w zażaleniu wykracza poza zakres postępowania, w ramach którego doszło do wydania zaskarżonej decyzji. Na wstępie uzasadnienia postanowienia o umorzeniu śledztwa prokurator wyraźnie zaznaczył, iż prowadzone przez niego postępowanie dotyczy wyłącznie kwestii odmowy przyjęcia sprzeciwu wykonania sekcji zwłok zgłoszonego przez członków rodziny zmarłej pacjentki wbrew art. 31 ust. 2 i 3 ustawy z dnia 15.04.2011 r. O działalności leczniczej oraz znieważenia zwłokę pacjentki poprzez zlecenie przeprowadzenia sekcji zwłok z pominięciem obowiązującej w tej materii procedury. Dlatego też zarzuty i uwagi skarżącego niezwiązane z przedmiotem postępowania w niniejszej sprawie należało pozostawić bez rozpoznania - czytamy w piśmie.

- Umieralnia, w której ludzi traktuje się jak przedmioty

Udało nam się dotrzeć do męża pacjentki spotkanej w konińskim szpitalu. Spotkaliśmy się z nim w jednej z podkonińskich miejscowości, w której mieszka z żoną od lat. - Panie, to jest umieralnia. Tam ludzi traktuje się jak przedmioty. Może i warunki trochę się polepszyły, ale kadra lekarska jest tragiczna. Oni w ogóle się nie przejmują tym, czy pacjentowi coś dolega, czy nie. Odbębnią swoje godziny i zawijają się do domu. To czy rodzina się niepokoi, czy chce uzyskać informacje o stanie zdrowia najbliższych w ogóle ich nie obchodzi. Leczą tanimi zamiennikami leków, a ludzi starszych to w ogóle nie leczą, czekając jak problem się sam rozwiąże,a wiekowy chowy zejdzie z tego świata. No i to nastawienie. Traktują swoją pracę jak karę za grzechy. To nie dotyczy tylko lekarzy. W identyczny sposób zachowują się pielęgniarki, a także salowe. Z takimi argumentami nie zgadza się rzeczniczka prasowa szpitala. - Zawsze znajdzie się pacjent, według którego można by go było leczyć lepiej, a lekarz był nieprzyjemny. Zważywszy na to, że w Polsce wszyscy są ekspertami od medycyny i polityki, jest co całkiem możliwe. Prawda jest jednak taka, że w szpitalu zatrudnieni się wysokiej klasy specjaliści, którzy ratują ludzkie życie i zdrowie, a nie uśmiercają pacjentów jak twierdzą Pana informatorzy - mówi nam przedstawicielka konińskiej lecznicy.

Wsparcia z Ministerstwa nie otrzymali

Ministerstwo Sprawiedliwości jak i Prokuratura Krajowa milczą. Cały czas odrzucają wszystkie prośby, pisma, monity i skargi dotyczące tych haniebnie prowadzonych śledztw. Rodzina już zwątpiła w to, że Państwo Polskie w ogóle interesuje się losem jednostki. Konstytucyjne organa Państwa stojące na stanowisku poszanowania prawa i ludzkiej godności zawiodły na całej szerokości. Tacy prokuratorzy i tacy sędziowie przynoszę Polsce wstyd i hańbę. Czy Minister Sprawiedliwości - Prokurator Generalny tego nie widzi? A jeśli widzi, czemu nie reaguje?

Tomasz Pilecki

NASZ KOMENTARZ

Od długiego czasu dziwię się Ministerstwu Sprawiedliwości. Dziwi mnie postawa urzędników Zbigniewa Ziobry. Zastanawiam się, czy jest to sabotaż zapowiedzi Ministra, w których mówił, że przywróci prawo i sprawiedliwość w polskim wymiarze sprawiedliwości, czy....no właśnie. Władza zdobyta, a los zwykłego człowieka? A co mnie to obchodzi? Mam wrażenie, że resort sprawiedliwości robi niewiele, by nie powiedzieć nic, aby pomagać ludziom skrzywdzonym przez prokuratury i sądy w Polsce. Podany w powyższym artykule przykład jest na to koronnym dowodem. Prokuratorzy z Konina stają na głowie, aby lekarzom nie spadł włos z głowy. Sąd natomiast chroni i prokuratorów i lekarzy. Choć błędy w ich pracy są widoczne nawet dla laika. Dlaczego tak się dzieje? Gdzie Pan jest Panie Ministrze?

Tomasz Pilecki


POSZUKIWANE OFIARY PRZESTĘPCÓW Z TZW. "SĄDU" W STARGARDZIE SZCZEC.

Poszukuję ofiar przestępców z tzw. "sądu" w Stargardzie Szczec: Haliny WALUŚ, Kamili KLIMCZAK, Agnieszki KORYTOWSKIEJ, jak również...