6
maja 2013 roku, Sąd Okręgowy w Szczecinie IV Wydział Karny
Odwoławczy, po prawie 10 latach (włącznie z postępowaniem
przygotowawczym) wydał wyrok, którym wraz z innymi 8 oskarżonymi w
tej sprawie, Zofia Wiecha, była prezes PSS Społem została
oczyszczona ze wszystkich zarzutów postawionych przez Prokuraturę
Rejonową w Stargardzie Szczecińskim. Sąd Odwoławczy utrzymał
zatem w mocy zaskarżony przez Prokuraturę wyrok wydany w dniu 01
czerwca 2012r. przez Sąd Rejonowy w Łobzie, a apelację
prokuratorską uznał „za oczywiście nieuzasadnioną”. Wyrok
jest prawomocny.
Prokuratura
zarzuciła byłej prezes PSS „Społem” w Stargardzie Szcz., że
poprzez zawarcie umów z pracownikami i jednocześnie członkami tej
spółdzielni, wyrządziła temu podmiotowi szkodę na wartość
prawie 1 mln złotych, a pozostałym postawiła zarzut działania w
porozumieniu z nią, poprzez wyrażenie zgody na te dzierżawy,
podejmując uchwałę w tym zakresie.
W
uzasadnieniach wyroków, sądy dwóch instancji stwierdziły
jednoznacznie, że żadnego przestępstwa nie popełniono, a akt
oskarżenia był absurdalny i nigdy nie powinien zostać złożony w
sądzie, przy czym wobec 3 oskarżonych postawiono zarzut podjęcia
uchwały, chociaż nie uczestniczyli oni w ogóle w głosowaniu. W
wyrokach nie szczędzono byłej prezes pochwał za prawidłowe
wykonywanie działań na rzecz tej firmy, którą zarządzała w
okresie jej najgorszej sytuacji finansowej, spowodowanej przez
poprzedników. Dzierżawy natomiast nie przyniosły żadnych strat, a
tylko i wyłącznie same korzyści dla PSS, jej członków i
pracowników. Wydzierżawienie obiektów spowodowało pozostawienie
nieruchomości w strukturach majątkowych spółdzielni, co pozwoliło
następnie syndykowi na pozyskanie bardzo atrakcyjnych kwot przy ich
zbywaniu, które zaspokoiły nie tylko wszystkich wierzycieli, ale
jeszcze około kilka milionów złotych pozostało do
dyspozycji spółdzielni.
W
treści uzasadnień wyroków, a w szczególności wyroku
prawomocnego, sąd wprost skrytykował prokuratorów prowadzących
sprawę, biegłą z zakresu rachunkowości i syndyka, jako osób
niekompetentnych, mściwych i nie znających podstawowych zagadnień
prawnych związanych z wykonywaną przez siebie pracą zawodową.
Wskazane
zostały również fakty potwierdzające działania prokuratury
zmierzające do wydłużania sprawy, między innymi poprzez
powoływanie (wbrew wnioskom oskarżonych o odstąpienie od tych
żądań) do przesłuchania ponad 50 świadków, którzy nawet nie
wiedzieli, czego ta sprawa dotyczy, wielokrotne przekładanie
terminów rozpraw z powodu niestawiennictwa prokuratora, powoływanie
coraz to nowych dowodów, w tym wielotomowych akt z postępowania
upadłościowego, z którymi prokurator, jako jedyna się nie
zapoznała. Do tego należy jeszcze zauważyć, że zaskarżenie
wyroku przez prokurator nastąpiło w taki sposób, aby Sąd
Odwoławczy przekazał sprawę do ponownego rozpoznania Sądowi
Rejonowemu w Łobzie?
Tocząca
się zatem przez tyle lat sprawa z bezzasadnego oskarżenia
prokuratury, obciążyła Skarb Państwa, czyli nas podatników,
ogromnymi kosztami finansowymi, które dotyczą tych określonych w
wyrokach, ale także tych największych, dotyczących kosztów
wieloletniego postępowania prokuratorskiego i sądowego. Samych
bowiem rozpraw w Sądzie Rejonowym w Łobzie było około 70.
O
DZIAŁAJĄCEJ W STARGARDZIE MAFII SKŁADAJĄCEJ SIĘ Z PRZESTĘPCÓW
W TOGACH Z TAK ZWANEJ PROKURATURY I TAK ZWANEGO SĄDU OPOWIADA ZOFIA
WIECHA:
„Treść
uzasadnień wyroków potwierdziła zatem moje i pozostałych
uniewinnionych tezy stawiane w skargach do Ministerstwa
Sprawiedliwości na stronnicze i bezprawne czynności stargardzkiej
prokuratury, która działała na zasadzie „dajcie mi
człowieka, a ja znajdę na niego paragraf”.
Jaka była
zatem przyczyna i kto był na tyle zainteresowany tą sprawą, że
pomimo jakichkolwiek podstaw Prokuratura postawiła mi i innym
absurdalne zarzuty, zniesławiając mnie i upokarzając, przy
akceptacji szefa stargardzkiej prokuratury?
Dlaczego
wbrew jakiemukolwiek prawu, rozsądkowi i etyce prokuratorskiej,
podejmowała wręcz ubecko - sadystyczne metody, polegające między
innymi na próbie pozbawienia mnie wolności, robieniu ze mnie osoby
niepoczytalnej, albo przekazywanie mediom i innym osobom danych
osobowych uniewinnionych, bez zachowania zasady domniemanej
niewinności?
Z jakiego
powodu stargardzkiej Prokuraturze zależało na przedłużaniu tego
postępowania?
No i
jeszcze jedno zasadnicze pytanie, a mianowicie skąd u pracowników
stargardzkiej Prokuratury wystąpiło tyle negatywnych emocji,
czasami wręcz oficjalnie wyrażanej nienawiści do oskarżonych oraz
brak jakiegokolwiek dystansu do tej sprawy lub do osób w niej
uczestniczących?
Podstawowym
celem prowadzonego przez tyle lat postępowania, było
zdyskredytowanie mnie i pozostałych uniewinnionych, aby uniemożliwić
nam przez jak najdłuższy okres czasu składanie skarg na działanie
stargardzkiego Sądu i stargardzkiej Prokuratury.
Postępowanie
to i podawanie przez prokuraturę do publicznej wiadomości
negatywnych dla mnie informacji, miało także za zadanie
uniewiarygodnić wyrażane w mediach opinie na temat powyżej
wymienionych organów.
Trwający
proces dawał również niewymierne korzyści następującym po sobie
prezesom, syndykowi i następnie likwidatorowi PSS „Społem”
w Stargardzie, będącej stroną w sprawie, albowiem krzycząc
„łapać złodzieja” i pozbywając się nas jako członków
Spółdzielni, odwrócili uwagę od siebie, dokonując w tym czasie
wyprzedaży majątku, łamania prawa, a nawet przestępstw
orzeczonych już prawomocnym wyrokiem, polegających na zaborze
spółdzielczego mienia.
Na moje i
innych nieszczęście, w radzie nadzorczej Spółdzielni znalazł się
wujek stargardzkich sędziów. Natomiast członkiem rady
nadzorczej Spółdzielni, następnie jej prezesem, a obecnie
wieloletnim likwidatorem tej firmy, była osoba pozostająca w
bliskich kontaktach towarzyskich ze stargardzkim prokuratorem.
Kiedy
więc w lipcu i sierpniu 2003r. uniewinnieni obecnie członkowie rady
nadzorczej, przeprowadzili kontrolę i stwierdzili protokolarnie
wiele nieprawidłowości i niegospodarności poprzednich zarządów
Spółdzielni, w tym sprzedaż atrakcyjnej powierzchni
usługowo-handlowej członkowi Spółdzielni po bardzo zaniżonej
cenie, a także kiedy rada nadzorcza nakazała mi, jako prezesowi
Spółdzielni złożyć w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury,
zastępca rady nadzorczej – szwagier nabywcy, zaczął torpedować
wnioski rady, wdając się z jej członkami w otwarty konflikt.
Nabywca nieruchomości jest matką ówczesnego aplikanta
sądowego (obecnie sędziego) i teściową sędziny. Do
oponenta przyłączyła się również inna członkini rady
nadzorczej, która przeprowadzała kontrolę i podpisała protokół
w tej sprawie. Właściwe zawiadomienie zostało jednak
złożone do Prokuratury, a sama zainteresowana oświadczyła mi, że
chyba nie wiem z kim zadarłam. I miała rację.
Obrażeni
członkowie rady nadzorczej organizowali przeciwko mnie i pozostałym
członkom rady nadzorczej zebrania, oczerniano nas i obiecywano
pracownikom oraz członkom spółdzielni rzeczy niemożliwe do
zrealizowania. Przekazywali też do gazet nieprawdziwe informacje,
które po publikacjach wywierały w spółdzielcach i lokalnym
społeczeństwie przeświadczenie, że oddałam za bezcen
wybranym pracownikom spółdzielczy majątek i zarzucano mi, że
zapewne pozyskuję z tego niezmiernie korzyści materialne.
Zaczęto
składać na mnie skargi. Najpierw do Państwowej Inspekcji
Pracy, do Urzędu Skarbowego. Na podstawie tych skarg wniesiono dwa
oskarżenia do Sądu… w Stargardzie Szcz. Państwowa Inspekcja
Pracy zarzuciła mi, że kilka dni spóźniłam się z wypłatą
wynagrodzeń dla pracowników, a Urząd Skarbowy zarzucił mi, że
wypłaciłam wynagrodzenia pracownikom, a nie odprowadziłam od tych
wynagrodzeń podatku. Oczywiście, że nie mając dostatecznych
środków mogłam nie wypłacać wynagrodzeń i nie wystąpiłby
wtedy obowiązek podatkowy, ale z drugiej strony, jak mogłam
pozostawić tych ludzi bez środków do życia?
W
październiku 2003r. zrezygnowałam z funkcji prezesa, a już w
styczniu 2004r. zostałam wezwana na Komendę Policji, gdzie
dowiedziałam się, że w listopadzie 2003r. zostało złożone
pierwsze zawiadomienie o popełnionym przestępstwie, polegającym na
niewypłaceniu przeze mnie byłej księgowej i jeszcze jednej
pracownicy odprawy pieniężnej. W zawiadomieniu
wystąpiła jeszcze kwestia dotycząca wydzierżawienia kilku sklepów
pracownikom Spółdzielni. Ponieważ pracowałam jeszcze w
Spółdzielni, miałam możliwość przedłożenia dokumentów
potwierdzających, że nie popełniłam żadnego przestępstwa, a
moje działania były wyłącznie w granicach obowiązującego prawa
i możliwości finansowych Spółdzielni. Egzemplarz tych dokumentów
skopiowałam również dla siebie.
I właśnie
te dokumenty pozwoliły mi na korzystne dla mnie
rozstrzygnięcia sukcesywnie wytaczanych mi spraw sądowych.
Pierwsze
wezwanie do Prokuratury otrzymałam natomiast w maju 2004. Miałam
wówczas status świadka, a wezwanie dotyczyło pomówienia mnie
przez moich następców o zabór ze spółdzielni oryginałów…
dokumentów. Już wówczas prokurator wykazała w stosunku do
mnie oficjalna antypatię. Prokurator zadawała mi pytania, na które
sama udzielała sobie odpowiedzi i zapisywała je w protokole
przesłuchania. Stwierdziłam więc, że ja tego protokołu nie
podpiszę, albowiem są to zeznania prokuratora, a nie moje.
Jednocześnie oświadczyłam, że oryginały dokumentów są w biurze
spółdzielni, a ja jestem w posiadaniu ich kserokopii, które już
przedłożyłam na Policji. Jeszcze tego samego dnia przyniosłam do
prokuratury egzemplarz dokumentów, jednakże nie zostały one
przyjęte, a następnego dnia na polecenie prokurator policja
dokonała upodlającego mnie przeszukania mojego mieszkania i zabrała
mi… kserokopie dokumentów, których nie chciała przyjąć ode
mnie prokurator. Prokurator nie wiedziała jednak, że te dokumenty
są skserowane w kilku egzemplarzach i nadal jestem w ich posiadaniu.
Przeszukania
dokonano także w firmach byłych pracowników spółdzielni,
szukając zapewne jakichkolwiek dowodów, że jestem właścicielem
spółek i pozyskuję z tego korzyści materialne.
Oczywiście,
że w tej sprawie złożyłam pismo w Prokuraturze, po którym
Prokuratorzy nie mieli już wątpliwości co do mojej winy, chociaż
nadal byłam tylko świadkiem w tej sprawie.
W czerwcu
2004r. prokuratura zawiesiła śledztwo i spokojnie czekała na
niekorzystne wyroki w moich sprawach sądowych, które ewentualnie
mogły zasilić materiał dowodowy.
W
międzyczasie władze PSS-u, w tym nowy prezes spółdzielni przy
akceptacji rady nadzorczej, w której byli nadal żądni zemsty
członkowie spółdzielni, zamiast złożyć wniosek o upadłość,
wbrew prawu wyprzedawał za grosze zajęty tytułami egzekucyjnymi
majątek firmy, a nawet dopuścił się przestępstwa polegającego
na zaborze spółdzielczego mienia. Władze spółdzielni planując
zbycie również wydzierżawionych pracownikom nieruchomości,
podejmowały niedopuszczalne wręcz czynności naruszające nawet
prawa posiadania, poprzez np. wtargnięcie do sklepu jednej z
uniewinnionych osób, zabór towarów i pieniędzy będących jej
własnością. Należy przy tym zauważyć, że umów tych nie mógł
wypowiedzieć zarząd PSS-u, a jedynie mógł to zrobić syndyk w
postępowaniu upadłościowym. Oczywiście zawiadomienia do
prokuratury w tych sprawach były bagatelizowane, co skutkowało
systematycznym składaniem skarg przez uniewinnionych na działanie
prokuratury. Dbano również o to, aby sukcesywnie dostarczać prasie
informacje o tym, jaką jestem złodziejką, ile szkody i krzywdy
narobiłam pracownikom, spółdzielcom i samej firmie. Skierowanie
zainteresowania na mnie, odwróciło natomiast uwagę od spraw
rzeczywiście podlegającym odpowiedzialności karnej.
W lipcu
2004r. ówczesny prezes spółdzielni, wszczął przeciwko mnie
następną sprawę w Stargardzkim Sądzie, w której zażądał ode
mnie 25 tys. zł., stanowiących zwrot poniesionych przez
spółdzielnię kosztów na pokrycie kary nałożonej przez
Państwową Inspekcję Pracy. Dopiero w marcu 2005r., kiedy
udowodniłam, że żądanie jest fikcyjne, gdyż żadnej kary
spółdzielnia nie płaciła, prezes wycofał pozew i tym samym
sprawa się zakończyła.
Jak można
się było spodziewać, w lipcu 2004r., a następnie w listopadzie
2004r. zapadły w stargardzkim Sądzie skazujące mnie wyroki. W
sprawach tych nie zostały uwzględnione przez sąd żadne, korzystne
dla mnie wnioski dowodowe, w tym dokumentacja, którą
kserowałam pracując jeszcze w PSS. Jednakże po złożonej
apelacji, wyroki te zostały w całości uchylone, a ja zostałam
nimi oczyszczona z wszystkich zarzutów, przy wskazaniu w
uzasadnieniu tych wyroków na chybione wnioski stargardzkich
sędziów.
Pragnę
przy tym zauważyć, jak mocne musiałam mieć dowody, że bez pomocy
adwokata wygrałam sprawy z oskarżenia Urzędu Skarbowego i
Państwowej Inspekcji Pracy, chociaż praktycznie nikt nie dawał mi
szansy na odniesienie sukcesu w walce z tymi instytucjami, z uwagi na
to, że w naszym kraju taka sytuacja jest ewenementem.
W
sprawie z oskarżenia Urzędu Skarbowego Sąd
Apelacyjny w uzasadnieniu zważył co następuje:
cyt.
„W omawianym przypadku jak wynika z pierwszoinstancyjnych ustaleń
Sądu, oskarżona objęła funkcję prezesa Spółdzielni 1 lipca
2003r. a przestała ją pełnić 31 października 2003r. Zatem
pełniła ją jedynie przez okres 4 miesięcy. Z funkcji tej
zrezygnowała nie widząc możliwości kierowania Spółdzielnią
wobec jej katastrofalnej sytuacji finansowej. Taka sytuacja finansowa
Spółdzielni istniała już w chwili wyboru oskarżonej na
stanowisko prezesa i była wynikiem działań poprzednich władz
Spółdzielni doprowadzających Spółdzielnię do upadku. Mimo
licznych zobowiązań, toczących się postępowań egzekucyjnych
przeciwko Spółdzielni, oskarżona podejmowała próby
uregulowania należności publiczno – prawnych, jednakże wobec
istniejących zaległości powstałych pod rządami jej poprzedników
były one zaliczane na ich poczet. Mając
świadomość ciążącej na niej odpowiedzialności, oskarżona z
własnych środków uregulowała należności podatkowe za miesiąc
wrzesień 2003r.”
1. Natomiast
treść uzasadnienia wyroku z oskarżenia Państwowej Inspekcji Pracy
brzmi:
cyt.
„W realiach przedmiotowej sprawy nie może budzić wątpliwości,
że obwiniona obejmując w dniu 01 lipca 2003 r. funkcję prezesa
dużej spółdzielni wzięła na swoje barki odpowiedzialność za
jej losy i musiała borykać się z szeregiem problemów
gospodarczych i nieprawidłowościami, które pozostawiły poprzednie
zarządy. Już w chwili objęcia funkcji prezesa obwiniona miała
kierować spółdzielnią będącą w złej sytuacji finansowej,
zwiększały się zadłużenia, komornicy zaczęli prowadzić
egzekucję na podstawie siedmiu tytułów wykonawczych. Z dniem 04
lipca 2003 r. komornik Sądu Rejonowego w Stargardzie Szcz. zajął
konta spółdzielni, w sierpniu 2003 r. konta te zajął również
komornik Sądu Rejonowego w Gryficach. W tych warunkach nie sposób
zasadnie przyjmować, ze obwiniona poczynając od dnia objęcia
stanowiska powinna ponosić odpowiedzialność wykroczeniową za
stwierdzony stan wyczerpujący znamiona wykroczeń. Sąd Rejonowy sam
przyznaje, że w spółdzielni nie wystarczało środków pieniężnych
na wypłatę w terminie wynagrodzeń, przy czym stanu takiego nie
wywołało jakiekolwiek działanie obwinionej. Wymieniona podjęła
przy tym kroki, aby wyeliminować zastane przez nią
nieprawidłowości, z którymi sukcesywnie zapoznawała się w ramach
pełnionej funkcji. Obwiniona złożyła w banku akumulację w celu
zarezerwowania środków na wypłaty dla pracowników i środki te
przekazywała na wynagrodzenia ratami, w miarę ich pozyskiwania.
Nie
ulega wątpliwości, że stwierdzone w spółdzielni nieprawidłowości
nie były wynikiem zaszłych działań obwinionej, a ona sama nie
była wobec nich bierna, na miarę swoich możliwości już od samego
początku podejmowała kroki, aby te nieprawidłowości sukcesywnie
eliminować i działania te były skuteczne. Nie sposób zatem
odmówić racji obwinionej, że w zaistniałych okolicznościach
obarczanie obwinionej winą za stwierdzony stan nie dałoby się
pogodzić z poczuciem sprawiedliwości.”
Po
zakończeniu tych spraw, w dniu 11.02.2005r. prokuratura wydała
postanowienie o podjęciu zawieszonego w czerwcu 2004r.
śledztwa. Nadal w sprawie nie występowali nawet podejrzani.
W lipcu
2006r. złożyłam skargę do Ministerstwa Sprawiedliwości na
dwukrotne niesłuszne mnie skazania przez stargardzki Sąd i
wskazałam stronniczość tegoż Sądu w ocenie materiału
dowodowego. Poinformowałam również w tym piśmie o naruszanie
prawa przez jedną z sędziów, która np. wyłączyła jawność
rozprawy kierując się przesłanką, że na sali sądowej jest…
ciasno i duszno. Oczywiście, opisałam również sytuację, w
której doszło do konfliktu z matką i teściową sędziów.
Dnia 26.09.2005r. otrzymałam retoryczną odpowiedź z tego
Ministerstwa, iż „z ustaleń poczynionych w Sądzie Rejonowym w
Stargardzie Szcz.” nie wynika, że doszło do naruszenia moich
praw, bo mogłam przecież skorzystać z wniesienia apelacji, co też
uczyniłam. Jak wynika z powyższego Sąd w Stargardzie Szcz.
wiedział o złożeniu tejże skargi i miał świadomość, że będę
o sprawiedliwość walczyć nadal, tym bardziej, że w tym czasie
25.09.2005r. wybory parlamentarne wygrał PiS, obiecujący rewolucję
w systemie prawnym, w tym właśnie w działaniach wymiaru
sprawiedliwości i organów ścigania.
Już w
dniu 27.09.2005r. wieczorem, funkcjonariusz Policji przyniósł mi
wezwanie do stawiennictwa następnego dnia w Prokuraturze, ale w
charakterze… podejrzanej o czyny określone w art. 296 par.1
kk. W dniu 28.09.2005r. prokurator postawiła mi zarzuty, ale nie z
artykułu, który wskazała w wezwaniu, tylko z art.218 par.1 kk, tj.
złośliwe i uporczywe naruszanie praw pracowniczych poprzez
niewypłacanie im wynagrodzeń. Pismem z dnia 05.10.2005r. wniosłam
zażalenie na te zarzuty i wskazałam w nim na powyżej wymienione,
prawomocne wyroki w tych sprawach, których uzasadnienia nie dosyć,
że mnie uniewinniały od postawionych mi obecnie zarzutów, to
jeszcze pozytywnie oceniono w nim podejmowane przeze mnie czynności
zawodowe.
Będąca
już w posiadaniu powyżej wymienionych wyroków prokurator, ponownie
wezwała mnie na dzień 19.10.2005r. Tym razem zarzuciła mi powyższe
przestępstwo i dodała następny zarzut dotyczący wyrządzenia
szkody Spółdzielni w wysokości prawie 1 mln złotych, poprzez
wydzierżawienie pracownikom tej firmy majątku spółdzielni na
preferencyjnych warunkach, tj. o czyny określone w art. 296 par.1
kk.
Po
postawieniu mi tych ostatnich zarzutów prokurator, wręczyła mi do
podpisania protokół, w którym wbrew stanowi faktycznemu wpisała,
iż nie posiadam stałego miejsca pobytu (stanowi to przesłankę do
tymczasowego aresztowania), a następnie kiedy tego protokołu nie
podpisałam, wręczyła mi przygotowane już skierowanie na badania
psychiatryczne, albowiem stwierdziła, że posiada wątpliwości...
co do mojej poczytalności? Termin badania został ustalony na dzień
następny.
Mając
świadomość, że działania te zmierzają do pozbawienia mnie
wolności oraz zdyskredytowania, aby uniemożliwić mi tym samym
pisanie dalszych skarg i zażaleń na Prokuraturę i Sąd, w
obawie przed przymusowym umieszczeniem mnie w szpitalu
psychiatrycznym na obserwacji, w trakcie badania przez biegłych
przedłożyłam im pisemne zaświadczenie od specjalisty w tej
dziedzinie stwierdzającą, że jestem jednak poczytalna, jednakże
przez toczące się sprawy sądowe i prokuratorskie oraz niekorzystne
dla mnie publikacje, stanowiące niesamowite obciążenie psychiczne,
popadłam w zaburzenia z kręgu nerwic. Nie mogąc
zakwestionować powyższego zaświadczenia, biegli sądowi nie mieli
podstaw do kierowania mnie na badania szpitalne. W opinii biegli
potwierdzili mój stan określony w zaświadczeniu, przy czym
zauważyli oni zgodnie, że na poprawę mojego stanu zdrowia wpłynie
szybkie zakończenie toczącego się postępowania – bez względu
na wynik końcowy.
Po
przeprowadzonym badaniu,
kiedy wiadomo już było, że plany prokurator się nie powiodły,
wysłała ona do mnie i do 36 różnych osób, które nie składały
na mnie zawiadomienia o popełnionym przestępstwie informację, że
Prokurator kieruje mnie na badania psychiatryczne ponieważ ma
wątpliwościach co do mojej poczytalności, pouczając ich
jednocześnie o przysługującym im prawie... uczestniczenia w
przedmiotowym badaniu.
Nie
jestem w stanie opisać, co się wówczas ze mną działo, ale w tej
bezsilności rzeczywiście pomyślałam o samobójstwie i gdyby nie
rodzina i przyjaciele, to zapewne doszłoby do tragedii. Ta kobieta z
premedytacją próbowała mnie zniszczyć i doprowadzić do załamania
psychicznego, z taką desperacją, że nie zważała nawet na mogące
wystąpić konsekwencje.
Na
działanie prokurator złożyłam skargę do szefa stargardzkiej
Prokuratury. Odpowiedź na moją skargę otrzymałam dopiero
20.03.2006r. Oczywiście prokurator nie zauważył w działaniu
swojej pracownicy żadnych nieprawidłowości, jak również nie
widział różnicy pomiędzy poczytalnością, a depresją, czy
nerwicą. Zresztą, jak mógł nie akceptować takiego działania,
kiedy na rozprawie sądowej w dniu 10.03.2009r. wykazał swój
osobisty stosunek do tej sprawy, pomawiając mnie o sponsorowanie
artykułów prasowych pisanych na moją korzyść i tym samym na
niekorzyść sądu i prokuratury.
Śledztwo
w sprawie zostało zakończone i akt oskarżenia przekazano do
stargardzkiego Sądu w dniu 30.12.2005r. Głównymi świadkami
oskarżenia zostali moi poprzednicy, którzy jak stwierdzono w
powyższych wyrokach doprowadzili spółdzielnię do krytycznej
sytuacji finansowej oraz inne osoby, przeciwko którym toczyło się
jeszcze śledztwo na podstawie złożonego przeze mnie w sierpniu
2003r. zawiadomienia o popełnionym przestępstwie, a umorzone
następnie w czerwcu 2006r.
W stan
oskarżenia zostali postawieni także członkowie rady nadzorczej,
którzy w jawny sposób przeciwstawiali się negatywnej postawie
prokuratorów lub sędziów i pisali na nich skargi.
Akt
oskarżenia został złożony właśnie w stargardzkim Sądzie, w
którym już dwukrotnie zostałam niesłusznie skazana, a w takich
okolicznościach nie można było dać wiary, że stargardzki Sąd w
sposób bezstronny rozstrzygnie tę sprawę. Artykuły prasowe w tej
sprawie spowodowały, że prezes stargardzkiego Sądu (ja nie
posiadałam takiego prawa), pomimo iż wyznaczony już został termin
rozprawy, wystosował wniosek o przekazanie sprawy innemu sądowi,
licząc zapewne, że wniosek ten zostanie odrzucony.
Jednakże,
na mocy postanowienia Sądu
Najwyższego z
dnia 16 marca 2006r., sprawa została przekazana Sądowi Rejonowemu w
Łobzie. Sąd Najwyższy uzasadnił swoją decyzję wskazanymi
powyżej skargami na Sąd i Prokuraturę oraz faktem, iż w sprawie
wystąpiły powiązania rodzinno – towarzyskie pracowników tychże
instytucji z uczestnikami postępowania, zainteresowanymi
niekorzystnym dla mnie i innych rozstrzygnięciem sprawy. Wymienieni
zostali z nazwiska małżeństwo stargardzkich sędziów. Sąd
Najwyższy zauważył w uzasadnieniu również: „Niewątpliwe
jest, że sprawa budzi ponadprzeciętne zainteresowanie przynajmniej
części społeczności Stargardu Szczecińskiego, o czym świadczą
publikacje – dodać należy niezbyt korzystne dla stargardzkich
organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości – lokalnej prasy”.
W dniu 13
grudnia 2005r. wydane zostało postanowienie o wszczęciu dla
spółdzielni postępowania upadłościowego, a ustanowiony syndyk
bardzo zaangażował się w tą sprawę i z zapałem wspierał
poczynania prokuratury wydając na mnie nawet negatywne wyroki na
łamach prasy.
Syndyk,
robiąc medialne przedstawienie, w asyście policji i prasy przejął
od byłych pracowników spółdzielni dzierżawione przez nich
obiekty i oczywiście je sprzedał.
W czasie
trwającego procesu syndyk złożył w nim wniosek o naprawienie
szkody w wysokości prawie 1 mln zł. i założył mi i innym
następną sprawę sadową o ponad 1 mln zł. odszkodowania,
powołując się oczywiście na zarzuty prokuratorskie.
Następnie wniósł o zawieszenie tej cywilnej sprawy do czasu
wydania prawomocnego wyroku w sprawie z oskarżenia prokuratorskiego.
Po
zakończeniu postępowania upadłościowego, w lipcu 2009r.
spółdzielnia została postawiona w stan likwidacji, a członkowie
zażądali podziału kilkumilionowego kapitału, który pozostał na
koncie firmy, w przeciągu roku od podjęcia uchwały w tej sprawie.
Likwidatorem została koleżanka stargardzkiego prokuratora, a
wujek sędziów jest nadal w radzie nadzorczej. Tocząca się sprawa
była do chwili obecnej usprawiedliwieniem dla likwidatora, która
przez 4 lata nie zakończyła likwidacji i nie wypłaciła udziałów,
pomniejszając je o wartość pobieranych chociażby wynagrodzeń i
diet dla rady nadzorczej, ponieważ obiecywała członkom znaczne
zwiększenie kapitału do podziału po uzyskaniu od nas odszkodowań.
Powyższa
sprawa ujawniła, jak funkcjonują w Stargardzie Szcz. organy
ścigania i wymiar sprawiedliwości.
Ponieważ
jestem magistrem ekonomii, ukończyłam studia podyplomowe na
wydziale prawa, posiadam doświadczenie zawodowe, w odpowiednim
czasie skserowałam dokumenty i mam pomimo wszystko silną osobowość,
to tracąc przez ten czas tak wiele, poradziłam sobie, aby udowodnić
swoją niewinność.
Jednakże
zastanawiam się, co w mojej sytuacji zrobiła by osoba nie
posiadająca tych przymiotów. Dzisiaj już wiem, jak łatwo
jest zniszczyć człowieka za pomocą uprawnień przyznanych w
zupełnie innym celu i jak prosto można wykorzystać ważne
instytucje dla załatwienia własnych korzyści.
Najtragiczniejsze
jest jednak to, że jedna z oskarżonych, nie doczekała się
ostatecznej rehabilitacji, albowiem na 2 miesiące przed ogłoszeniem
prawomocnego wyroku, zmarła w wyniku choroby nowotworowej, z
którą musiała walczyć przy obciążeniu jej fikcyjnymi zarzutami.
Tomasz
Pilecki